sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział V


~*~
Nareszcie jest ten dzień, pierwszy dzień ferii zimowych. Zaczął się czas, gdy będę mogła sobie spokojnie spać do dwunastej, gdy nie będę musiała się martwić o lekcje, o sprawdziany lub kartkówki. Wreszcie sobie odpocznę no bo w końcu dwa tygodnie w nowej szkole to bardzo dużo jak dla mnie. Teraz będę mieć bardzo dużo wolnego czasu, który przeznaczę między innymi na rozmowach z Luke'iem, oglądaniu filmów i po prostu spędzaniu czasu z przyjaciółmi oraz oczywiście na malowaniu. Właśnie leże sobie wpatrując się w biały sufit i rozkoszując się słodką ciszą dopóki nie słyszę nagle jakiś wrzasków z dołu, a było tak przyjemnie. Po pięciu minutach ciągłych krzyków, (które co drugi to było moje imię, ale co z tego) postanowiłam wstać i zobaczyć o co chodzi. Założyłam więc na moje gołe ramiona sweterek, a na stopy grube skarpety. Anglia jest naprawdę bardzo mroźna w porównaniu z Australią. Powoli stawiałam drobne kroczki na schodach w dół i gdyby nie to, że zawsze trzymam się poręczy nawet w te chwili to bym już dawno leżała plackiem na kafelkach przez mojego brata, który nigdy nie uważa na nic i nie patrzy gdzie biegnie lub idzie.
-Danny! Uważaj!
Krzyknęłam z całych sił, ale on tylko się zaśmiał i pobiegł do swojego pokoju. Głupi bachor już od rana musiał zepsuć mi humor. Biorę parę wdechów po czym idę dalej, tym razem do kuchni. Zastaję tam oczywiście moich rodziców,a także panią Helen. Starsza kobieta przygotowywała kanapki, a tata naleśniki.
-Co się dzieje?
Odezwałam się przez co mama podskoczyła wystraszona upuszczając nóż, którym kroiła owoce. Dziwne, nigdy nie była aż tak strachliwa, może to przez tą ciążę? Nie wiem, w sumie mało mnie to interesuje.
-Ooo....księżniczko obudziłaś się. Masz ochotę na śniadanko?
Jako jedyny odezwał się ojciec uśmiechając się do mnie promiennie. Po chwili, gdy zauważył, że nie mam za bardzo humoru po prostu westchnął i popatrzył na swoją żonę przemawiając.
-Nie powiedziałaś jej prawda?
-Nie, myślałam że ty jej powiedziałeś.
-Ja? Myślałem, że już omówiliśmy że tym razem to będzie twoja rola.
-Co? Nie to ty miałeś jej powie.....
Nie dokończyła, ponieważ wzięłam książkę kucharską, która leżała na blacie po czym zrzuciłam ją na jej stare miejsce, tak że powstał nie mały hałas. Obydwoje równo spojrzeli się na mnie, a pani Helen jakby nigdy nic dalej kroiła pomidora i ogórka na kanapki.
-Odpowie mi ktoś na moje pytanie? Powtórzę je nawet, co tu się dzieje?
-Kochanie usiądź sobie i się uspokój.
Tata znów się odezwał ze stoickim spokojem. Przysięgam, on się nigdy nie denerwuje. Zrobiłam to co mi powiedział i spojrzałam na niego z miną sygnalizującą, że może kontynuować.
-Kochanie dzisiaj całą rodziną jedziemy do Londynu, do dziadków.
-Co?! Do dziadków?! Po co?! I dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?!
-Po pierwsze troszeczkę ciszej, a po drugie miałaś się dowiedzieć od jednego z nas, ale oboje zapomnieliśmy.
-Ja nigdzie nie jadę!
-Kochanie, ale dziadkowie będą zawiedzeni. Proszę cię księżniczko.
-Nie!
-Dlaczego?
-Nienawidzę jeździć do dziadków, a w ogóle ktoś musi zająć się kotami. Kitty i Tiger potrzebują bardzo dużo opieki.
-Pani Helen obiecała się nimi zająć.
-Ale według mnie pani powinna mieć trochę wolnego. Ja nie muszę jechać do dziadków, a jestem wystarczająco duża aby zostać sama w domu. Zaufajcie mi.
Mama spojrzała na mnie z politowaniem w oczach po czym przemówiła.
-Dziecko! Masz niecałe 17 lat!
-Jestem bardzo odpowiedzialna i dojrzała jak na swój wiek.
-Jesteś tego taka pewna? Mam ci przypomnieć co zrobiłaś z rybkami?
-To nie była moja wina!
-Nimi nie umiałaś się zająć, a co dopiero samą sobą.
-Dam sobie radę. Wiele razy zostawałam sama w domu.
-Ale to był dzień, góra dwa, a nie dwa tygodnie. Koniec tematu.
-Tatusiu proszę cię zaufaj mi.
Spojrzałam na niego robiąc maślane oczka w jego stronę. Zwykle to na niego działa.
-Kochanie, ale przecież u dziadków jest fajnie.
-Wcale, że nie.
-Vivianne jedziesz z nami i koniec tematu! A teraz idź do swojego pokoju i zajmij się pakowaniem bo niedługo wyjeżdżamy!
Krzyknęła moja matka. Nienawidzę jej. Nie chcę jechać do dziadków, ponieważ oni mnie nienawidzą. Wszystko przez to że moja mama zaszła w ciążę, ale co ja na to poradzę? Nikt jej nie kazał się przespać z moim biologicznym ojcem. Trzeba było uważać, a to że nagle ja powstałam i zakłóciłam mojej mamie plany na przyszłość to już nie moja wina. Wychodzę z kuchni kierując się w stronę schodów, a po nich na górę do mojego pokoju. Przechodzę przez próg i od razu idę w stronę telefonu. Chwytam go po czym wchodzę w kontakty. Szybko przewijam numery w poszukiwaniu tego do Sebastiana. Nie mam zamiaru się pakować, dzisiaj chcę się dobrze bawić. Klikam zieloną słuchawkę, a po trzech sygnałach słyszę jego zaspany głos:
-Halo?
-Jest sprawa.
-O co tym razem chodzi? Chcę spać.
-Też bym chciała, ale nie mogę.
-Przejdź do rzeczy i mów co chcesz.
-Ja, ty, park za pół godziny.
-Za godzinę najkrócej.
-Czterdzieści-pięć minut nie więcej.
Przygryzam wargę szeroko się uśmiechając. Wiem, że się zgodzi, zawsze idzie na moje.
-Okej, będę.
Po tym się rozłącza, a ja odkładam telefon i idę w stronę szafy. Łapię pierwsze lepsze ubrania, czyli gruby, kremowy sweter oraz dżinsy. Włosy upinam w kucyka po czym robię delikatny makijaż. Po piętnastu minutach wychodzę z domu.

~*~

Właśnie wybiła 20:30 kiedy przychodzę pod drzwi mojego domu. Dziwi mnie to, że ani mama, ani tata nie dzwonili do mnie, abym przyszła i pojechała z nimi. Może jednak się rozmyślili i zostali? Spoglądam na okno od sypialni rodziców. Światło się nie pali lecz widzę jakiś ruch. Może chcą jechać nocą? Chociaż światła się nie palą, a auta na podjeździe nie ma. Może wyjechali beze mnie? Mi to w sumie na rękę więc jest okej. A co jeśli ten ruch wywołał jakiś zabójca, który tylko na mnie czeka, aby mnie złapać, zgwałcić, obedrzeć ze skóry i wyrzucić gdzieś do rowu?! Nie! Stop, Vivianne! Popadasz w paranoję! Idź tam po prostu, bo to wszystko to tylko wymysł twojej wyobraźni, rozumiesz?! Jezu ze mną serio jest coś nie tak, skoro gadam sama do siebie. Otwieram drzwi po czym zapalam światło na przedpokoju przez co momentalnie robi się jasno. Idę do kuchni, aby sprawdzić, czy może są gdzieś tutaj, lecz gdy tylko przekraczam próg pomieszczenia odnajduję na lodówce kartkę z bazgrołami mamy. 

"Vivianne, postanowiliśmy z tatą, że jesteś już wystarczająco duża, 
aby się sobą zająć, więc jedziemy bez ciebie. Ufam ci i mam nadzieję, 
że nie spalisz domu podczas naszej nieobecności. Kocham Cię, mama. 
PS. Pani Helen będzie przychodzić dwa razy w tygodniu, aby sprawdzić czy żyjesz"

Tak! Dwa tygodnie wolności! Zrzucam kurtkę, czapkę, szalik oraz buty gdzieś w drodze na górę. Wchodzę do swojego pokoju i rzucam się na łóżko. Zaczynam na nim skakać jak jakaś wariatka. Po jakieś chwili jednak schodzę z niego, aby włączyć na full muzykę. Rozpuszczam włosy i zaczynam śpiewać i tańczyć do rytmu melodii. Jezu jaka jestem teraz szczęśliwa! Dwa tygodnie bez marudzenia, że jestem taka i owaka, dwa tygodnie bez brudnych ciuchów mojego brata, dwa tygodnie bez krzyczenia mojego taty na telewizor podczas piłki nożnej. Życie jest takie piękne! Biorę w dłoń telefon i piszę na mojej, Sebastiana, Emmy i Emily grupie o tym, aby przyszli do mnie bo rodzice wyjechali. Po dwóch minutach przychodzą mi wiadomości, że za chwilę będą. Schodzę na dół, aby się czegoś napić. Otwieram lodówkę, aby wyciągnąć sok lecz przy tym kartka, która na niej wisiała spada na ziemię. Odkładam karton z napojem na blat i schylam się, aby podnieść papier i go wyrzucić do kosza na śmieci, lecz coś na niej przyciąga moją uwagę. Na drugiej stronie kartki jest napisane "Nie martw się, ja się tobą zaopiekuję H.S". To jest to samo pismo co na liście, który dostałam tego pierwszego dnia tuż po tym jak widziałam te dziwne zwierzę, ale to nie mogło być zwierzę, skoro umie pisać i czytać w myślach. To miasto jest chore, chcę wrócić do domu. Czekaj, ale skoro ten list jest tutaj, a daję sobie głowę uciąć, że nic nie było napisane na tej stronie papieru gdy go pierwszy raz czytałam co oznacza, że to coś nadal może tutaj być. Czuję lekki podmuch wiatru przez co dostaję gęsiej skórki i podnoszę wzrok. Ktoś lub coś otworzyło okno, które jest naprzeciwko mnie. Szybko do niego podchodzę i je zamykam. Delikatnie mrużę oczy przez co mój wzrok się minimalnie wyostrza dzięki czemu mogę zobaczyć postać pomiędzy drzewami. Wydaje mi się, że to mężczyzna z kręconymi włosami i dziwnie mocno świecącymi zielonymi oczami. Uśmiecha się cwaniacko po czym nagle znika, a moje serce bije niezwykle szybko tak bardzo, że mam wrażenie, że zaraz mi wyskoczy z piersi. Podskakuję na dźwięk dzwonka do drzwi. To pewnie Sebastian z dziewczynami. Biegnę jak najszybciej przez co w mgnieniu oka znajduję się przy nich niemal przewracając się na zakręcie. Otwieram drzwi i wpuszczam ich do środka.
-Co się tak trzęsiesz?
Pierwszy przemówił Seba. Spoglądam na niego nadal lekko wystraszona po czym rzucam się mu na szyję. Ten cicho się śmieje stawiając kilka kroków w tył lecz szybko znów łapie równowagę. Dziewczyny dziwnie się na nas patrzą, bynajmniej Emily, bo u Emmy tylko zgaduję że to zdziwienie chociaż może bardziej zdziwienie z odrobiną smutku? Mniejsza z tym. Po kilku chwilach odrywam się od niego i przytulam dziewczyny, ale nie tak długo jak chłopaka.
-No to po co mieliśmy przyjechać?
Zabiera głos Emma lekko podenerwowana, ale niby czym? Dziwnie się trochę zachowuje. Później z nią o tym pogadam.
-Pisałam wam przecież, że, moi rodzice i brat wyjechali więc mam wolną chatę, a nie lubię siedzieć sama więc stwierdziłam, że was zaproszę.
Uśmiecham się najładniej jak potrafię od ucha do ucha próbując jakoś zapomnieć chociaż na chwilę o tym dziwnym wydarzeniu tłumacząc sobie, że to pewnie tylko jakiś głupi żart.
-Okej, więc co robimy?
-Wiecie, w moim poprzednim domu w Sydney za każdym razem gdy rodzinka wyjeżdżała na kilka godzin to razem z moimi przyjaciółmi jakoś to świętowaliśmy.
-Co masz na myśli?
-Co wy na małą imprezę?
-Ja jestem za!
Wszyscy krzyknęli jednocześnie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nareszcie coś w tym miasteczku się będzie dziać. W mojej poprzedniej szkole co weekend była jakaś impreza a tu? Same nudy, nic się nie dzieje.
-Dobra to może zrobimy tak: Emma załatwia muzykę i gości, Emily jakoś spróbuje ogarnąć dom i schować wartościowe rzeczy, ponieważ gdy wypiją to wszyscy mogą dosłownie wszystko zniszczyć, a ja oraz Vivianne kupimy przekąski i alkohol.
Powiedział Seba pisząc coś na telefonie. Uśmiechnął się najprawdopodobniej czytając przychodzącą wiadomość. Zagryzł wargę próbując się nie roześmiać. Emily tylko spojrzała na niego przelotnie po czym przeniosła wzrok na swoją siostrę bliźniaczkę. Od razu posmutniała, gdy zobaczyła jak blondynka patrzy na chłopaka ledwo hamując cisnące się jej łzy. Spuściła głowę po czym odwróciła się do nas tyłem.
-Bierzmy się lepiej do roboty.
Powiedziała spokojnie lecz dobrze wiem, że cierpi i muszę się dowiedzieć co się stało. Patrzę na brunetkę, ale ona mi mówi tylko bezgłośne "później ci wyjaśnię". Dziewczyny ruszyły w głąb domu, a ja szybko się ubrałam i ruszyłam do wyjścia. Sebastian nadal stał gdzie wtedy i nadal szczerzył się jak głupi do telefonu.
-Romeo, idziemy.
Nawet nie zwrócił na mnie uwagi przez co się zdenerwowałam, ponieważ mnie się nie ignoruje. Podeszłam do niego i uderzyłam go w tył głowy.
-Ałć! A to za co?
-Wiesz co, tak po prostu bo mi się nudzi.
-Jak ci się nudzi to idź bij worek treningowy a nie mnie.
-To był sarkazm Sebastianie.
Prychnął po czym złapał się za miejsce gdzie dopiero co go uderzyłam. Pociągnęłam go za rękę na zewnątrz. Wyciągnął kluczyki i odblokował samochód. Otworzył mi drzwi po czym sam obszedł cały samochód, aby usiąść na miejscu kierowcy.
-Gdzie nam sprzedadzą alkohol? Przecież mamy po siedemnaście lat.
-Po pierwsze ty masz jeszcze szesnaście, a po drugie tu nigdy nie sprawdzają dowodów, więc spokojnie oni mają to gdzieś. Uroki mieszkania na tak zwanym zadupiu, a nawet jeśli będą się czepiać to mam to.
Z portfela wyciągnął dowód osobisty. Przyjrzałam mu się bliżej i jestem w stu procentach pewna, że jest on podrobiony. Uśmiechnęłam się pod nosem jednocześnie cicho się śmiejąc.
-No co? Tutaj to norma.
Powiedział lekko rozbawiony Sebastian. Spojrzałam na niego unosząc kąciki ust do góry.
-Nie powiedziałabym, że ty Sebastian Adams przewodniczący szkoły oraz jednocześnie kapitan szkolnej drużyny będziesz mieć fałszywy dowód.
-Trzeba sobie jakoś radzić.
-Z każdym dniem czuję się tu coraz bardziej jak w Australii.
-W sensie?
-Jesteś trochę podobny z charakteru do Luke'a. Nawet podobnie układają wam się włosy.
-Ten Luke musi być serio fajny, skoro jesteśmy podobni.
-Tak, ale on jest blondynem o niebieskich oczach. Jest idealny.
Poczułam, że na samo jego wspomnienie łzy formują się w kącikach moich oczu. Przygryzłam wargę, aby to jakoś powstrzymać bo przecież ja jestem silna i nie płaczę, ale mimo wszystko jedna słona łza spłynęła po moim policzku. Pociągnęłam nosem i szybko wytarłam oznakę smutku rękawem od kurtki, ale chyba za późno, ponieważ mój przyjaciel zdążył zauważyć w jakim jestem stanie. Nie odrywając wzroku od drogi westchnął cicho.
-Nie wątpię, że jest idealny, kochany, słodki i inne takie, ale rozstanie na taki długi okres czasu nie oznacza, że go straciłaś lub coś takiego. Po prostu mieszkacie gdzieś indziej, ale co z tego? Najważniejsze jest to, że się kochacie i te kilometry nie, są w stanie was rozdzielić. Jestem pewien, że on raczej by nie chciał, abyś płakała przez niego, więc przywróć na twarz uśmiech i ciesz się życiem.
Wyszczerzyłam się jak głupia, te kilka słów na prawdę podniosło mnie na duchu. To wspaniale mieć takiego przyjaciela.
-Dziękuje.
Uśmiecha się spoglądając na mnie po czym kładzie dłoń na moim kolanie.
-Nie ma za co młoda.
Odpowiada ze śmiechem po czym przenosi wzrok na drogę. Jego przyszła dziewczyna będzie mieć ogromne szczęście. Sebastian jest na prawdę miłym i porządnym chłopakiem. Tak na marginesie to moja mama sądzi, że kiedyś zerwę z Luke'iem dla niego, co się nigdy nie stanie. Nie, że Seba jest brzydki czy coś, ale traktuje go raczej jak starszego brata niż kandydata na chłopaka.
-Seba, mogę cię o coś zapytać?
-Jasne, że tak Vivi.
-Po pierwsze jak już tak gadamy o związkach to z kim ty tak piszesz ciągle? A po drugie to nigdy, przenigdy nie mów do mnie Vivi. Nienawidzę tego.
-Oj, ale dlaczego Vivi? Przecież słowo Vivi jest bardzo fajne i słodkie moja droga Vivi.
-Nienawidzę cię, gdy zapanuję nad światem wraz z moją armią tęczowych pegazolamorożców to wiedz, że zginiesz jako pierwszy.
-Pegazolamorożce? Serio? Ile ty masz lat? Pięć? A co do twojego pierwszego pytania to od pewnego czasu spotykam się z Stephanie.
-Stephanie? Ta kapitanka cheerleaderek, która nienawidzi Emmy?
-To nie tak, że jej nienawidzi, po prostu za sobą nie przepadają bo Steph wygrała z Emmą dwoma głosami w wyborach na kapitankę, od tamtego czasu się nie lubią i to tyle.
-Ata znajomość między wami to coś poważnego?
-Mam nadzieję.
Uśmiechnął się delikatnie. Chyba się zakochał, dobrze że wreszcie jakąś poznał, dzięki temu może te wszystkie laski ze szkoły, które tak do niego wzdychają się od niego odczepią. Od razu przed oczami pojawiła mi się mina Emmy, gdy zobaczyła mnie i Sebę przytulających się, lub gdy zauważyła jego uśmiech jak pisał z tą całą Steph. Chyba w naszej grupce nie tylko Sebastian się zakochał.
-Sebastian?
-No?
-Nie zauważyłeś może dziwnego zachowania Emmy? Ostatnio jakby buja w obłokach i w ogóle tak jakby byłą zakochana lub coś.
-Nie, ale życzę jej szczęścia.
-Tak, ja też.

~*~

Impreza trwa już od jakiś dwóch godzin. Wszystko idzie wspaniale, praktycznie cała szkoła przyszła. Każdy pije nie zwracając uwagi na to, że praktycznie wszyscy, są niepełnoletni, a ze względu na to że mieszkam na odludziu muzyka jest na full i sąsiedzi nam nie przeszkadzają. Życie jest po prostu piękne. 
-I jak tam twoja pierwsza impreza tutaj panno Smith?
Krzyknął mi do ucha mój już mocno wstawiony przyjaciel. Uśmiechnęłam się szeroko i odkrzyknęłam, że cudownie. Aktualnie obydwoje patrzymy z góry na cały przedpokój i salon. Przejeżdżam wzrokiem wszystkich dobrze bawiących się ludzi, lecz w kącie zauważam jednego chłopaka, który jest chyba trochę zmieszany. 
-Sebastian?
Krzyknęłam głośno tak, aby przekrzyczeć muzykę. Ręką daje mi znak, że mam kontynuować, gdy on pije.
-Kto to za chłopak? Tak tam w kącie.
Wskazuje na wcześniej wspomnianą osobę. Przenosi na niego wzrok po czym wzrusza ramionami po czym mówi:
-Jeśli chcesz to mogę go wywalić, wydaje się dziwny.
-Nie mów tak, może musi się po prostu jeszcze rozkręcić.
-Serio? Stoi jak jakiś nawiedzony.
-Chodź.
Pociągnęłam go za rękę po schodach na dół. Cały czas próbował się wyrwać, ale ja tylko posyłałam mu piorunujące spojrzenia dzięki czemu przestawał. Podeszłam do chłopaka i stuknęłam go lekko w ramię, a ten podskoczył i potrząsnął głową na boki.
-Wszystko okej? Coś się stało? Źle się czujesz czy coś? 
Spojrzał na mnie z małym przerażeniem, a raczej na kogoś lub coś za mną. Spojrzałam się za siebie, ale niczego nie zauważyłam. Zmarszczyłam brwi po czym znów przeniosłam na niego wzrok.
-Ej, co się stało?
Tym razem przemówił Seba. Oboje spojrzeliśmy na siebie po czym na chłopaka przed nami, ale on nadal milczał.
-Jestem Vivianne, a to Sebastian, a ty to?
Zapytałam lekko się uśmiechając, aby go zachęcić do rozmowy. 
-Evan, Evan Brooks.
Wreszcie odpowiedział z drżącym głosem, ale przynajmniej coś.
-Coś się stało? 
-Nie, nawet nie wiem co ja tu robię.
-Dużo wypiłeś? Chcesz może trochę wody?
-Nie, nic nie piłem.
-Źle się czujesz?
-Nie, po prostu jestem lekko oszołomiony.
-Chodź dam ci wody.
Uśmiechnęłam się i pociągnęłam za rękę w stronę kuchni. Z szafki wyciągnęłam szklankę i nalałam do niej zimnej wody po czym mu ją podałam. Było tu o wiele mniej ludzi niż w reszcie domu. Seba nalał sobie jakiegoś alkoholu po czym duszkiem go wypił.
-Alkoholik.
Zaśmiałam się po czym przeniosłam wzrok na Evana, który tępo wpatrywał się w ścianę naprzeciwko nas delikatnie mrużąc oczy. Przyjrzałam mu się, to ten sam chłopak który w pierwszy dzień przywiózł nam pizzę. Ma czekoladowe oczy i ciemne włosy. Jest raczej dobrze zbudowany. Nie wygląda na jakiegoś psychicznie chorego, raczej na zagubionego, ale normalnego. Nagle po pomieszczeniu rozległ się dźwięk wiadomości. Sebastian szybko wyciągnął telefon i przeczytał esemesa. 
-Emily pisze, że organizują grę w butelkę i mamy tam iść.
-To znaczy gdzie? 
-Do twojego pokoju.
-Kto gra?
-Ja, ty, Emily, Emma, kilka chłopaków z drużyny i ich dziewczyny oraz biorę Steph. 
-Sądzisz, że Emma i Stephanie w jednym pokoju to dobry wybór?
-Jakoś dadzą radę.
-Skoro ty bierzesz blond diablicę to ja biorę Evana. 
-Ona nie jest diablicą.
-Jest, Evan chodź poznasz kogoś i się trochę rozerwiesz co ty na to?
Uśmiechnęłam się w jego stronę szeroko na co też odpowiedział mi uśmiechem. 
-Biorę to za tak, chodźcie na górę.
Wszyscy ruszyliśmy do mojego pokoju, gdzie prawie wszyscy czekali, brakowało tylko wybranki Seby. Rozejrzałam się po pokoju, nie było aż tylu osób ilu sobie wyobrażałam, może łącznie nas będzie z dziesięciu. Usiadłam na łóżku po czym jakąś minutę później na kolana wszedł mi Tiger. Pogłaskałam go za uchem. Kitty zaczęła tulić się do nóg Evana przez co wziął ją na ręce i także pogłaskał. Drzwi do pokoju się otworzyły i stanęła w nich Steph. 
-Hejka!
Krzyknęła blondynka. Równo z Emily spojrzałyśmy na Emmę, ale ona się tylko smutno uśmiechnęła i odpowiedziała.
-Cześć.
-Tak, a więc skoro wszyscy są to przedstawiam wam Evana, Evan to Emily, Emma, Steph, Chris, Brad, Libby i Molly, a mnie i Sebę już znasz więc zaczynajmy.
Usiedliśmy wszyscy na podłodze w kółku. Jako gospodyni kręciłam pierwsza i wypadło na Sebę.
-Nawet nie musisz się pytać, wybieram wyzwanie. Pytania są dla mięczaków.
-A więc drogi Sebastianie rozbierz się do bokserek i zostań tak do końca imprezy.
-Ależ panno Smith jeśli chciałaś mnie zobaczyć bez koszulki to wystarczyło ładnie poprosić, a nie czekać aż zagramy w butelkę.
-Rozbieraj się i nie marudź.
Najpierw ściągnął bluzę i rzucił nią we mnie.
-Pilnuj.
-Fuj, nie będę tego trzymać, pewnie jest całe przepocone. Emma trzymaj to.
Rzuciłam jej ubranie i mrugnęłam do niej, a ona się tylko uśmiechnęła. Założyła ją na siebie z wielkim uśmiechem.
-Adams, nie dostaniesz jej z powrotem.
Zaśmiała się w jego stronę zakładając kaptur.
-Mam takich setki, a skoro masz już bluzę, to trzymaj resztę mojej garderoby.
Rozebrał się i dał jej wszystkie ubrania. Po czym potarł ramiona.
-Zimno tu.
-Wiem o tym, dlatego miałeś się rozebrać.
Steph przygryzła wargę na jego widok, a on puścił jej oczko i w tym momencie Emma przestała się uśmiechać. Dalej graliśmy jakieś piętnaście minut i każdy miał przynajmniej jedno wyzwanie za sobą. Gra nie była jakoś wielce ciekawa dopóki Emma nie miała zadać Steph wyzwanie. Chyba wszyscy w tym pokoju czuli to napięcie między nimi. Emma uśmiechnęła się. Wiem, że ona nie potrafi być wredna i nie każe jej zrobić nic głupiego. Spojrzała na zegarek i znów się uśmiechnęła.
-Wywołaj ducha Harolda.
-Wymyśl coś innego.
Powiedziała drżącym głosem Stephanie.
-Oj boisz się? Mówiłam ci, że ona nie będzie pasować do naszej paczki.
Drugą część zdania skierowała do swojej siostry. Czy tylko ja w tym pokoju nie słyszałam o tym całym "Haroldzie"?
-Ok-kej, zrobię to.
Blondynka uśmiechnęła się cwaniacko razem z siostrą. One coś planują i ja to wiem. Wszyscy się podnieśli z podłogi. Chyba tylko ja nie wiem kto to jest.
-Dobra ludzie, możecie mi powiedzieć kto to lub co to ten cały "Harold"?
Nagle wszyscy odwrócili się w moją stronę z zdziwieniem wymalowanym na twarzach.
-Dziecko moje drogie, jakaś ty nie doinformowana, ale ci to wybaczymy bo jesteś tu nowa, nie martw się kochanie zaraz wszystko ci opowiem.
Sebastian podszedł do mnie i przytulił do siebie po czym zaczął mnie głaskać po głowie jak jakieś dziecko. Chyba trochę za dużo wypił. Chwilę później dodał:
-Która jest godzina?
-Dokładnie 23:38, masz dziewięć minut na opowieść.
Odpowiedział mu Chris. Chłopak usiadł na moim łóżku i pociągnął mnie na swoje kolana. Spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Tak, a więc pan Harold to taki chory psychicznie facet, który zmarł w wieku 21 lat równo sto lat temu. Nikt nie zna przyczyny jego śmierci, ale wiemy że się powiesił i wbił sobie nóż w serce. Nie pytaj mi się jak to się stało bo sam nie wiem. Teraz za każdym razem, gdy ktoś 1 lutego o godzinie 23:47 powie 21 razy "Harold" przed lustrem to sam Harold go zabije. Fajna opowieść co nie? To co? Idziemy!
Wstałam z niego i spojrzałam na wszystkich. Moja mina musi być przekomiczna bo wszyscy nagle wybuchają śmiechem.
-Nie bój się księżniczko, ja cię obronię.
Seba podszedł do mnie i objął ramieniem. Zdjęłam jego rękę i spojrzałam na dziewczyny błagalnym wzrokiem. Nie chcę tego robić, nie że się boję lub coś tylko mam złe przeczucia. Spojrzałam na każdego tutaj i wydało mi się, że każdy oprócz mnie i Evana chce to zrobić.
-Okej, idźcie ale ja tu zostaję. Mam złe przeczucia i tyle.
-Oj no chodź.
-Nie.
-W takim razie zrobimy to tutaj. Przecież masz tutaj lustro.
Podeszli do ściany na którym wisiało. Stephanie stała najbliżej niego, a cała reszta oprócz mnie metr za nią. Ja wolę zostać na łóżku na wszelki wypadek. Usiadłam po turecku, gdy ona zaczęła mówić. Za każdym razem miałam większą gęsią skórkę. Na sam koniec, gdy już wymówiła te dwadzieścia jeden razy to głupie imię było słychać tylko nasze urywane oddechy. Nagle światło zaczęło migać aż zgasło. Dziewczyny zaczęły krzyczeć jak jakieś głupie, a ja patrzyłam się tępo w ścianę. Nagle poczułam lekki podmuch wiatru przez co nie powiem, ale bardzo się przestraszyłam.
-Kto to cholery jasnej otworzył okno?
Zapytałam spokojnie, nie będę się denerwować. To nic takiego przecież. Duchy nie istnieją.
-Nikt nie otwierał okna Vivianne.
Powiedział cicho Seba. Spojrzałam na lustro, gdzie zamian odbicia Steph i reszty był ten sam facet co za oknem w kuchni, gdy czytałam list. Wszędzie poznam te dziwnie świecące oczy. Dobra teraz się boję. Krzyknęłam przez co wszyscy się odwrócili w moją stronę, a on się uśmiechnął. Jak to możliwe, że oni go nie widzieli? Nagle usłyszeliśmy wrzask Stephanie, która zginała się w pół, a lustro pękło. Evan spojrzał się na mnie ze strachem. Co tu się dzieje?! Po minucie wszystko zaczęło wirować, a ja tak bynajmniej mi się zdaje zemdlałam.

~*~Oczami Evana~*~

Od samego początku coś mi tu nie pasowało. Cały czas czuję czyjąś obecność wokół tej dziewczyny, Vivianne. Wiedziałem to już od naszego pierwszego spotkania, gdy przywiozłem tutaj tą pizzę, a teraz jeszcze ta głupia gra. Czy oni nie wiedzą, że nie można sobie żartować z takich rzeczy? Widziałem go, tego Harolda. Było to przez ułamek sekundy, chwilę przed tym, jak zemdlała. Do tego ta cała Steph została zraniona. Ktoś wydrapał jej "x" na brzuchu i ja wiem, że to nie był nikt z tutaj obecnych, żyjących. To musiała być jakaś nieznana istota, nie z tego świata. Jestem tego pewien. Aktualnie siedzę z Vivianne, Sebastianem, Emmą oraz Emily w pokoju brunetki i czekamy aż się obudzi. Impreza skończyła się od razu po tym jak skończyła się na durna gra. Boję się, że coś jej się stało. 
-Dziewczyny to nie ma sensu, to wszystko jest chore. 
Przemówił chłopak, szkoda że wcześniej o tym nie pomyśleli. 
-Chodźcie, ogarniemy dom.
Powiedziała Emily przez co cała trójka wyszła oprócz mnie. Usiadłem na łóżku obok dziewczyny i pogłaskałem ją po policzku. Jest silna, czuję to. Musi się obudzić. Spuszczam wzrok po czym czuję, że zaczyna się ruszać. Podnosi powieki po czym spogląda na mnie, ale po chwili przenosi wzrok na sufit.
-Ty też go widzisz? Nie oszalałam prawda?
-Oczywiście, że nie oszalałaś Vivianne.
-Odpowiedz na wcześniejsze pytanie.
-Tak, widzę go. Widziałem go chwilę przed tym jak zemdlałaś. Cały czas był przy tobie. 
Nagle podnosi się z łóżka i wstaje na równe nogi. Ma strach w oczach.
-To był ten cały Harold?
Nie odpowiadam tylko patrzę się za osobę za nią, a raczej nie osobę tylko demona. Jest w oknie i diabelsko się uśmiecha.
-Znów go widzisz? Gdzie on jest? 
Rozgląda się na boki jak jakaś opętana. Nagle on staje centralnie za nią i patrzy mi się w oczy. Sekundę później jego robią się całe czarne i to dosłownie. Nie ma ani białka, ani tęczówki, jest tylko przerażająca czerń. Połykam głośno ślinę nie odrywając wzroku.
-Evan, proszę cię powiedz co widzisz. 
-Raczej nie chcesz wiedzieć.
Harold przykłada wskazujący palec do ust pokazując, żebym był cicho po czy po raz kolejny złośliwie się uśmiecha i nagle znika. Patrzę na dziewczynę i wiem, że nie mogę jej tak zostawić. Muszę jej pomóc.



-------------------------------------------------------------------------------------------
Witam, witam moich kochanych czytelników! Jak wrażenia po rozdziale? Jak widzicie pojawiły się nowe osoby, ale raczej tylko Evan teraz będzie uczestniczył w rozdziałach, możecie go zobaczyć w "Bohaterach", ale nie wiem czym dodam go jeszcze dziś czy może jutro, bo brat krzyczy, że chce laptopa. Tak właściwie to przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale ostatnio moje dni opierały się na nauce i szkole. Postaram się teraz regularnie dodawać rozdziały itp. Oczywiście przepraszam za błędy i w ogóle. Kocham was!

PAMIĘTAJ!
CZYTASZ?=OBSERWUJESZ, KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!!!

2 komentarze:

  1. Najlepsze! ����

    OdpowiedzUsuń
  2. Super pomysł na opowiadanie. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że będzie jak najszybciej. ;)

    OdpowiedzUsuń

Theme by violette