sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział V


~*~
Nareszcie jest ten dzień, pierwszy dzień ferii zimowych. Zaczął się czas, gdy będę mogła sobie spokojnie spać do dwunastej, gdy nie będę musiała się martwić o lekcje, o sprawdziany lub kartkówki. Wreszcie sobie odpocznę no bo w końcu dwa tygodnie w nowej szkole to bardzo dużo jak dla mnie. Teraz będę mieć bardzo dużo wolnego czasu, który przeznaczę między innymi na rozmowach z Luke'iem, oglądaniu filmów i po prostu spędzaniu czasu z przyjaciółmi oraz oczywiście na malowaniu. Właśnie leże sobie wpatrując się w biały sufit i rozkoszując się słodką ciszą dopóki nie słyszę nagle jakiś wrzasków z dołu, a było tak przyjemnie. Po pięciu minutach ciągłych krzyków, (które co drugi to było moje imię, ale co z tego) postanowiłam wstać i zobaczyć o co chodzi. Założyłam więc na moje gołe ramiona sweterek, a na stopy grube skarpety. Anglia jest naprawdę bardzo mroźna w porównaniu z Australią. Powoli stawiałam drobne kroczki na schodach w dół i gdyby nie to, że zawsze trzymam się poręczy nawet w te chwili to bym już dawno leżała plackiem na kafelkach przez mojego brata, który nigdy nie uważa na nic i nie patrzy gdzie biegnie lub idzie.
-Danny! Uważaj!
Krzyknęłam z całych sił, ale on tylko się zaśmiał i pobiegł do swojego pokoju. Głupi bachor już od rana musiał zepsuć mi humor. Biorę parę wdechów po czym idę dalej, tym razem do kuchni. Zastaję tam oczywiście moich rodziców,a także panią Helen. Starsza kobieta przygotowywała kanapki, a tata naleśniki.
-Co się dzieje?
Odezwałam się przez co mama podskoczyła wystraszona upuszczając nóż, którym kroiła owoce. Dziwne, nigdy nie była aż tak strachliwa, może to przez tą ciążę? Nie wiem, w sumie mało mnie to interesuje.
-Ooo....księżniczko obudziłaś się. Masz ochotę na śniadanko?
Jako jedyny odezwał się ojciec uśmiechając się do mnie promiennie. Po chwili, gdy zauważył, że nie mam za bardzo humoru po prostu westchnął i popatrzył na swoją żonę przemawiając.
-Nie powiedziałaś jej prawda?
-Nie, myślałam że ty jej powiedziałeś.
-Ja? Myślałem, że już omówiliśmy że tym razem to będzie twoja rola.
-Co? Nie to ty miałeś jej powie.....
Nie dokończyła, ponieważ wzięłam książkę kucharską, która leżała na blacie po czym zrzuciłam ją na jej stare miejsce, tak że powstał nie mały hałas. Obydwoje równo spojrzeli się na mnie, a pani Helen jakby nigdy nic dalej kroiła pomidora i ogórka na kanapki.
-Odpowie mi ktoś na moje pytanie? Powtórzę je nawet, co tu się dzieje?
-Kochanie usiądź sobie i się uspokój.
Tata znów się odezwał ze stoickim spokojem. Przysięgam, on się nigdy nie denerwuje. Zrobiłam to co mi powiedział i spojrzałam na niego z miną sygnalizującą, że może kontynuować.
-Kochanie dzisiaj całą rodziną jedziemy do Londynu, do dziadków.
-Co?! Do dziadków?! Po co?! I dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?!
-Po pierwsze troszeczkę ciszej, a po drugie miałaś się dowiedzieć od jednego z nas, ale oboje zapomnieliśmy.
-Ja nigdzie nie jadę!
-Kochanie, ale dziadkowie będą zawiedzeni. Proszę cię księżniczko.
-Nie!
-Dlaczego?
-Nienawidzę jeździć do dziadków, a w ogóle ktoś musi zająć się kotami. Kitty i Tiger potrzebują bardzo dużo opieki.
-Pani Helen obiecała się nimi zająć.
-Ale według mnie pani powinna mieć trochę wolnego. Ja nie muszę jechać do dziadków, a jestem wystarczająco duża aby zostać sama w domu. Zaufajcie mi.
Mama spojrzała na mnie z politowaniem w oczach po czym przemówiła.
-Dziecko! Masz niecałe 17 lat!
-Jestem bardzo odpowiedzialna i dojrzała jak na swój wiek.
-Jesteś tego taka pewna? Mam ci przypomnieć co zrobiłaś z rybkami?
-To nie była moja wina!
-Nimi nie umiałaś się zająć, a co dopiero samą sobą.
-Dam sobie radę. Wiele razy zostawałam sama w domu.
-Ale to był dzień, góra dwa, a nie dwa tygodnie. Koniec tematu.
-Tatusiu proszę cię zaufaj mi.
Spojrzałam na niego robiąc maślane oczka w jego stronę. Zwykle to na niego działa.
-Kochanie, ale przecież u dziadków jest fajnie.
-Wcale, że nie.
-Vivianne jedziesz z nami i koniec tematu! A teraz idź do swojego pokoju i zajmij się pakowaniem bo niedługo wyjeżdżamy!
Krzyknęła moja matka. Nienawidzę jej. Nie chcę jechać do dziadków, ponieważ oni mnie nienawidzą. Wszystko przez to że moja mama zaszła w ciążę, ale co ja na to poradzę? Nikt jej nie kazał się przespać z moim biologicznym ojcem. Trzeba było uważać, a to że nagle ja powstałam i zakłóciłam mojej mamie plany na przyszłość to już nie moja wina. Wychodzę z kuchni kierując się w stronę schodów, a po nich na górę do mojego pokoju. Przechodzę przez próg i od razu idę w stronę telefonu. Chwytam go po czym wchodzę w kontakty. Szybko przewijam numery w poszukiwaniu tego do Sebastiana. Nie mam zamiaru się pakować, dzisiaj chcę się dobrze bawić. Klikam zieloną słuchawkę, a po trzech sygnałach słyszę jego zaspany głos:
-Halo?
-Jest sprawa.
-O co tym razem chodzi? Chcę spać.
-Też bym chciała, ale nie mogę.
-Przejdź do rzeczy i mów co chcesz.
-Ja, ty, park za pół godziny.
-Za godzinę najkrócej.
-Czterdzieści-pięć minut nie więcej.
Przygryzam wargę szeroko się uśmiechając. Wiem, że się zgodzi, zawsze idzie na moje.
-Okej, będę.
Po tym się rozłącza, a ja odkładam telefon i idę w stronę szafy. Łapię pierwsze lepsze ubrania, czyli gruby, kremowy sweter oraz dżinsy. Włosy upinam w kucyka po czym robię delikatny makijaż. Po piętnastu minutach wychodzę z domu.

~*~

Właśnie wybiła 20:30 kiedy przychodzę pod drzwi mojego domu. Dziwi mnie to, że ani mama, ani tata nie dzwonili do mnie, abym przyszła i pojechała z nimi. Może jednak się rozmyślili i zostali? Spoglądam na okno od sypialni rodziców. Światło się nie pali lecz widzę jakiś ruch. Może chcą jechać nocą? Chociaż światła się nie palą, a auta na podjeździe nie ma. Może wyjechali beze mnie? Mi to w sumie na rękę więc jest okej. A co jeśli ten ruch wywołał jakiś zabójca, który tylko na mnie czeka, aby mnie złapać, zgwałcić, obedrzeć ze skóry i wyrzucić gdzieś do rowu?! Nie! Stop, Vivianne! Popadasz w paranoję! Idź tam po prostu, bo to wszystko to tylko wymysł twojej wyobraźni, rozumiesz?! Jezu ze mną serio jest coś nie tak, skoro gadam sama do siebie. Otwieram drzwi po czym zapalam światło na przedpokoju przez co momentalnie robi się jasno. Idę do kuchni, aby sprawdzić, czy może są gdzieś tutaj, lecz gdy tylko przekraczam próg pomieszczenia odnajduję na lodówce kartkę z bazgrołami mamy. 

"Vivianne, postanowiliśmy z tatą, że jesteś już wystarczająco duża, 
aby się sobą zająć, więc jedziemy bez ciebie. Ufam ci i mam nadzieję, 
że nie spalisz domu podczas naszej nieobecności. Kocham Cię, mama. 
PS. Pani Helen będzie przychodzić dwa razy w tygodniu, aby sprawdzić czy żyjesz"

Tak! Dwa tygodnie wolności! Zrzucam kurtkę, czapkę, szalik oraz buty gdzieś w drodze na górę. Wchodzę do swojego pokoju i rzucam się na łóżko. Zaczynam na nim skakać jak jakaś wariatka. Po jakieś chwili jednak schodzę z niego, aby włączyć na full muzykę. Rozpuszczam włosy i zaczynam śpiewać i tańczyć do rytmu melodii. Jezu jaka jestem teraz szczęśliwa! Dwa tygodnie bez marudzenia, że jestem taka i owaka, dwa tygodnie bez brudnych ciuchów mojego brata, dwa tygodnie bez krzyczenia mojego taty na telewizor podczas piłki nożnej. Życie jest takie piękne! Biorę w dłoń telefon i piszę na mojej, Sebastiana, Emmy i Emily grupie o tym, aby przyszli do mnie bo rodzice wyjechali. Po dwóch minutach przychodzą mi wiadomości, że za chwilę będą. Schodzę na dół, aby się czegoś napić. Otwieram lodówkę, aby wyciągnąć sok lecz przy tym kartka, która na niej wisiała spada na ziemię. Odkładam karton z napojem na blat i schylam się, aby podnieść papier i go wyrzucić do kosza na śmieci, lecz coś na niej przyciąga moją uwagę. Na drugiej stronie kartki jest napisane "Nie martw się, ja się tobą zaopiekuję H.S". To jest to samo pismo co na liście, który dostałam tego pierwszego dnia tuż po tym jak widziałam te dziwne zwierzę, ale to nie mogło być zwierzę, skoro umie pisać i czytać w myślach. To miasto jest chore, chcę wrócić do domu. Czekaj, ale skoro ten list jest tutaj, a daję sobie głowę uciąć, że nic nie było napisane na tej stronie papieru gdy go pierwszy raz czytałam co oznacza, że to coś nadal może tutaj być. Czuję lekki podmuch wiatru przez co dostaję gęsiej skórki i podnoszę wzrok. Ktoś lub coś otworzyło okno, które jest naprzeciwko mnie. Szybko do niego podchodzę i je zamykam. Delikatnie mrużę oczy przez co mój wzrok się minimalnie wyostrza dzięki czemu mogę zobaczyć postać pomiędzy drzewami. Wydaje mi się, że to mężczyzna z kręconymi włosami i dziwnie mocno świecącymi zielonymi oczami. Uśmiecha się cwaniacko po czym nagle znika, a moje serce bije niezwykle szybko tak bardzo, że mam wrażenie, że zaraz mi wyskoczy z piersi. Podskakuję na dźwięk dzwonka do drzwi. To pewnie Sebastian z dziewczynami. Biegnę jak najszybciej przez co w mgnieniu oka znajduję się przy nich niemal przewracając się na zakręcie. Otwieram drzwi i wpuszczam ich do środka.
-Co się tak trzęsiesz?
Pierwszy przemówił Seba. Spoglądam na niego nadal lekko wystraszona po czym rzucam się mu na szyję. Ten cicho się śmieje stawiając kilka kroków w tył lecz szybko znów łapie równowagę. Dziewczyny dziwnie się na nas patrzą, bynajmniej Emily, bo u Emmy tylko zgaduję że to zdziwienie chociaż może bardziej zdziwienie z odrobiną smutku? Mniejsza z tym. Po kilku chwilach odrywam się od niego i przytulam dziewczyny, ale nie tak długo jak chłopaka.
-No to po co mieliśmy przyjechać?
Zabiera głos Emma lekko podenerwowana, ale niby czym? Dziwnie się trochę zachowuje. Później z nią o tym pogadam.
-Pisałam wam przecież, że, moi rodzice i brat wyjechali więc mam wolną chatę, a nie lubię siedzieć sama więc stwierdziłam, że was zaproszę.
Uśmiecham się najładniej jak potrafię od ucha do ucha próbując jakoś zapomnieć chociaż na chwilę o tym dziwnym wydarzeniu tłumacząc sobie, że to pewnie tylko jakiś głupi żart.
-Okej, więc co robimy?
-Wiecie, w moim poprzednim domu w Sydney za każdym razem gdy rodzinka wyjeżdżała na kilka godzin to razem z moimi przyjaciółmi jakoś to świętowaliśmy.
-Co masz na myśli?
-Co wy na małą imprezę?
-Ja jestem za!
Wszyscy krzyknęli jednocześnie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nareszcie coś w tym miasteczku się będzie dziać. W mojej poprzedniej szkole co weekend była jakaś impreza a tu? Same nudy, nic się nie dzieje.
-Dobra to może zrobimy tak: Emma załatwia muzykę i gości, Emily jakoś spróbuje ogarnąć dom i schować wartościowe rzeczy, ponieważ gdy wypiją to wszyscy mogą dosłownie wszystko zniszczyć, a ja oraz Vivianne kupimy przekąski i alkohol.
Powiedział Seba pisząc coś na telefonie. Uśmiechnął się najprawdopodobniej czytając przychodzącą wiadomość. Zagryzł wargę próbując się nie roześmiać. Emily tylko spojrzała na niego przelotnie po czym przeniosła wzrok na swoją siostrę bliźniaczkę. Od razu posmutniała, gdy zobaczyła jak blondynka patrzy na chłopaka ledwo hamując cisnące się jej łzy. Spuściła głowę po czym odwróciła się do nas tyłem.
-Bierzmy się lepiej do roboty.
Powiedziała spokojnie lecz dobrze wiem, że cierpi i muszę się dowiedzieć co się stało. Patrzę na brunetkę, ale ona mi mówi tylko bezgłośne "później ci wyjaśnię". Dziewczyny ruszyły w głąb domu, a ja szybko się ubrałam i ruszyłam do wyjścia. Sebastian nadal stał gdzie wtedy i nadal szczerzył się jak głupi do telefonu.
-Romeo, idziemy.
Nawet nie zwrócił na mnie uwagi przez co się zdenerwowałam, ponieważ mnie się nie ignoruje. Podeszłam do niego i uderzyłam go w tył głowy.
-Ałć! A to za co?
-Wiesz co, tak po prostu bo mi się nudzi.
-Jak ci się nudzi to idź bij worek treningowy a nie mnie.
-To był sarkazm Sebastianie.
Prychnął po czym złapał się za miejsce gdzie dopiero co go uderzyłam. Pociągnęłam go za rękę na zewnątrz. Wyciągnął kluczyki i odblokował samochód. Otworzył mi drzwi po czym sam obszedł cały samochód, aby usiąść na miejscu kierowcy.
-Gdzie nam sprzedadzą alkohol? Przecież mamy po siedemnaście lat.
-Po pierwsze ty masz jeszcze szesnaście, a po drugie tu nigdy nie sprawdzają dowodów, więc spokojnie oni mają to gdzieś. Uroki mieszkania na tak zwanym zadupiu, a nawet jeśli będą się czepiać to mam to.
Z portfela wyciągnął dowód osobisty. Przyjrzałam mu się bliżej i jestem w stu procentach pewna, że jest on podrobiony. Uśmiechnęłam się pod nosem jednocześnie cicho się śmiejąc.
-No co? Tutaj to norma.
Powiedział lekko rozbawiony Sebastian. Spojrzałam na niego unosząc kąciki ust do góry.
-Nie powiedziałabym, że ty Sebastian Adams przewodniczący szkoły oraz jednocześnie kapitan szkolnej drużyny będziesz mieć fałszywy dowód.
-Trzeba sobie jakoś radzić.
-Z każdym dniem czuję się tu coraz bardziej jak w Australii.
-W sensie?
-Jesteś trochę podobny z charakteru do Luke'a. Nawet podobnie układają wam się włosy.
-Ten Luke musi być serio fajny, skoro jesteśmy podobni.
-Tak, ale on jest blondynem o niebieskich oczach. Jest idealny.
Poczułam, że na samo jego wspomnienie łzy formują się w kącikach moich oczu. Przygryzłam wargę, aby to jakoś powstrzymać bo przecież ja jestem silna i nie płaczę, ale mimo wszystko jedna słona łza spłynęła po moim policzku. Pociągnęłam nosem i szybko wytarłam oznakę smutku rękawem od kurtki, ale chyba za późno, ponieważ mój przyjaciel zdążył zauważyć w jakim jestem stanie. Nie odrywając wzroku od drogi westchnął cicho.
-Nie wątpię, że jest idealny, kochany, słodki i inne takie, ale rozstanie na taki długi okres czasu nie oznacza, że go straciłaś lub coś takiego. Po prostu mieszkacie gdzieś indziej, ale co z tego? Najważniejsze jest to, że się kochacie i te kilometry nie, są w stanie was rozdzielić. Jestem pewien, że on raczej by nie chciał, abyś płakała przez niego, więc przywróć na twarz uśmiech i ciesz się życiem.
Wyszczerzyłam się jak głupia, te kilka słów na prawdę podniosło mnie na duchu. To wspaniale mieć takiego przyjaciela.
-Dziękuje.
Uśmiecha się spoglądając na mnie po czym kładzie dłoń na moim kolanie.
-Nie ma za co młoda.
Odpowiada ze śmiechem po czym przenosi wzrok na drogę. Jego przyszła dziewczyna będzie mieć ogromne szczęście. Sebastian jest na prawdę miłym i porządnym chłopakiem. Tak na marginesie to moja mama sądzi, że kiedyś zerwę z Luke'iem dla niego, co się nigdy nie stanie. Nie, że Seba jest brzydki czy coś, ale traktuje go raczej jak starszego brata niż kandydata na chłopaka.
-Seba, mogę cię o coś zapytać?
-Jasne, że tak Vivi.
-Po pierwsze jak już tak gadamy o związkach to z kim ty tak piszesz ciągle? A po drugie to nigdy, przenigdy nie mów do mnie Vivi. Nienawidzę tego.
-Oj, ale dlaczego Vivi? Przecież słowo Vivi jest bardzo fajne i słodkie moja droga Vivi.
-Nienawidzę cię, gdy zapanuję nad światem wraz z moją armią tęczowych pegazolamorożców to wiedz, że zginiesz jako pierwszy.
-Pegazolamorożce? Serio? Ile ty masz lat? Pięć? A co do twojego pierwszego pytania to od pewnego czasu spotykam się z Stephanie.
-Stephanie? Ta kapitanka cheerleaderek, która nienawidzi Emmy?
-To nie tak, że jej nienawidzi, po prostu za sobą nie przepadają bo Steph wygrała z Emmą dwoma głosami w wyborach na kapitankę, od tamtego czasu się nie lubią i to tyle.
-Ata znajomość między wami to coś poważnego?
-Mam nadzieję.
Uśmiechnął się delikatnie. Chyba się zakochał, dobrze że wreszcie jakąś poznał, dzięki temu może te wszystkie laski ze szkoły, które tak do niego wzdychają się od niego odczepią. Od razu przed oczami pojawiła mi się mina Emmy, gdy zobaczyła mnie i Sebę przytulających się, lub gdy zauważyła jego uśmiech jak pisał z tą całą Steph. Chyba w naszej grupce nie tylko Sebastian się zakochał.
-Sebastian?
-No?
-Nie zauważyłeś może dziwnego zachowania Emmy? Ostatnio jakby buja w obłokach i w ogóle tak jakby byłą zakochana lub coś.
-Nie, ale życzę jej szczęścia.
-Tak, ja też.

~*~

Impreza trwa już od jakiś dwóch godzin. Wszystko idzie wspaniale, praktycznie cała szkoła przyszła. Każdy pije nie zwracając uwagi na to, że praktycznie wszyscy, są niepełnoletni, a ze względu na to że mieszkam na odludziu muzyka jest na full i sąsiedzi nam nie przeszkadzają. Życie jest po prostu piękne. 
-I jak tam twoja pierwsza impreza tutaj panno Smith?
Krzyknął mi do ucha mój już mocno wstawiony przyjaciel. Uśmiechnęłam się szeroko i odkrzyknęłam, że cudownie. Aktualnie obydwoje patrzymy z góry na cały przedpokój i salon. Przejeżdżam wzrokiem wszystkich dobrze bawiących się ludzi, lecz w kącie zauważam jednego chłopaka, który jest chyba trochę zmieszany. 
-Sebastian?
Krzyknęłam głośno tak, aby przekrzyczeć muzykę. Ręką daje mi znak, że mam kontynuować, gdy on pije.
-Kto to za chłopak? Tak tam w kącie.
Wskazuje na wcześniej wspomnianą osobę. Przenosi na niego wzrok po czym wzrusza ramionami po czym mówi:
-Jeśli chcesz to mogę go wywalić, wydaje się dziwny.
-Nie mów tak, może musi się po prostu jeszcze rozkręcić.
-Serio? Stoi jak jakiś nawiedzony.
-Chodź.
Pociągnęłam go za rękę po schodach na dół. Cały czas próbował się wyrwać, ale ja tylko posyłałam mu piorunujące spojrzenia dzięki czemu przestawał. Podeszłam do chłopaka i stuknęłam go lekko w ramię, a ten podskoczył i potrząsnął głową na boki.
-Wszystko okej? Coś się stało? Źle się czujesz czy coś? 
Spojrzał na mnie z małym przerażeniem, a raczej na kogoś lub coś za mną. Spojrzałam się za siebie, ale niczego nie zauważyłam. Zmarszczyłam brwi po czym znów przeniosłam na niego wzrok.
-Ej, co się stało?
Tym razem przemówił Seba. Oboje spojrzeliśmy na siebie po czym na chłopaka przed nami, ale on nadal milczał.
-Jestem Vivianne, a to Sebastian, a ty to?
Zapytałam lekko się uśmiechając, aby go zachęcić do rozmowy. 
-Evan, Evan Brooks.
Wreszcie odpowiedział z drżącym głosem, ale przynajmniej coś.
-Coś się stało? 
-Nie, nawet nie wiem co ja tu robię.
-Dużo wypiłeś? Chcesz może trochę wody?
-Nie, nic nie piłem.
-Źle się czujesz?
-Nie, po prostu jestem lekko oszołomiony.
-Chodź dam ci wody.
Uśmiechnęłam się i pociągnęłam za rękę w stronę kuchni. Z szafki wyciągnęłam szklankę i nalałam do niej zimnej wody po czym mu ją podałam. Było tu o wiele mniej ludzi niż w reszcie domu. Seba nalał sobie jakiegoś alkoholu po czym duszkiem go wypił.
-Alkoholik.
Zaśmiałam się po czym przeniosłam wzrok na Evana, który tępo wpatrywał się w ścianę naprzeciwko nas delikatnie mrużąc oczy. Przyjrzałam mu się, to ten sam chłopak który w pierwszy dzień przywiózł nam pizzę. Ma czekoladowe oczy i ciemne włosy. Jest raczej dobrze zbudowany. Nie wygląda na jakiegoś psychicznie chorego, raczej na zagubionego, ale normalnego. Nagle po pomieszczeniu rozległ się dźwięk wiadomości. Sebastian szybko wyciągnął telefon i przeczytał esemesa. 
-Emily pisze, że organizują grę w butelkę i mamy tam iść.
-To znaczy gdzie? 
-Do twojego pokoju.
-Kto gra?
-Ja, ty, Emily, Emma, kilka chłopaków z drużyny i ich dziewczyny oraz biorę Steph. 
-Sądzisz, że Emma i Stephanie w jednym pokoju to dobry wybór?
-Jakoś dadzą radę.
-Skoro ty bierzesz blond diablicę to ja biorę Evana. 
-Ona nie jest diablicą.
-Jest, Evan chodź poznasz kogoś i się trochę rozerwiesz co ty na to?
Uśmiechnęłam się w jego stronę szeroko na co też odpowiedział mi uśmiechem. 
-Biorę to za tak, chodźcie na górę.
Wszyscy ruszyliśmy do mojego pokoju, gdzie prawie wszyscy czekali, brakowało tylko wybranki Seby. Rozejrzałam się po pokoju, nie było aż tylu osób ilu sobie wyobrażałam, może łącznie nas będzie z dziesięciu. Usiadłam na łóżku po czym jakąś minutę później na kolana wszedł mi Tiger. Pogłaskałam go za uchem. Kitty zaczęła tulić się do nóg Evana przez co wziął ją na ręce i także pogłaskał. Drzwi do pokoju się otworzyły i stanęła w nich Steph. 
-Hejka!
Krzyknęła blondynka. Równo z Emily spojrzałyśmy na Emmę, ale ona się tylko smutno uśmiechnęła i odpowiedziała.
-Cześć.
-Tak, a więc skoro wszyscy są to przedstawiam wam Evana, Evan to Emily, Emma, Steph, Chris, Brad, Libby i Molly, a mnie i Sebę już znasz więc zaczynajmy.
Usiedliśmy wszyscy na podłodze w kółku. Jako gospodyni kręciłam pierwsza i wypadło na Sebę.
-Nawet nie musisz się pytać, wybieram wyzwanie. Pytania są dla mięczaków.
-A więc drogi Sebastianie rozbierz się do bokserek i zostań tak do końca imprezy.
-Ależ panno Smith jeśli chciałaś mnie zobaczyć bez koszulki to wystarczyło ładnie poprosić, a nie czekać aż zagramy w butelkę.
-Rozbieraj się i nie marudź.
Najpierw ściągnął bluzę i rzucił nią we mnie.
-Pilnuj.
-Fuj, nie będę tego trzymać, pewnie jest całe przepocone. Emma trzymaj to.
Rzuciłam jej ubranie i mrugnęłam do niej, a ona się tylko uśmiechnęła. Założyła ją na siebie z wielkim uśmiechem.
-Adams, nie dostaniesz jej z powrotem.
Zaśmiała się w jego stronę zakładając kaptur.
-Mam takich setki, a skoro masz już bluzę, to trzymaj resztę mojej garderoby.
Rozebrał się i dał jej wszystkie ubrania. Po czym potarł ramiona.
-Zimno tu.
-Wiem o tym, dlatego miałeś się rozebrać.
Steph przygryzła wargę na jego widok, a on puścił jej oczko i w tym momencie Emma przestała się uśmiechać. Dalej graliśmy jakieś piętnaście minut i każdy miał przynajmniej jedno wyzwanie za sobą. Gra nie była jakoś wielce ciekawa dopóki Emma nie miała zadać Steph wyzwanie. Chyba wszyscy w tym pokoju czuli to napięcie między nimi. Emma uśmiechnęła się. Wiem, że ona nie potrafi być wredna i nie każe jej zrobić nic głupiego. Spojrzała na zegarek i znów się uśmiechnęła.
-Wywołaj ducha Harolda.
-Wymyśl coś innego.
Powiedziała drżącym głosem Stephanie.
-Oj boisz się? Mówiłam ci, że ona nie będzie pasować do naszej paczki.
Drugą część zdania skierowała do swojej siostry. Czy tylko ja w tym pokoju nie słyszałam o tym całym "Haroldzie"?
-Ok-kej, zrobię to.
Blondynka uśmiechnęła się cwaniacko razem z siostrą. One coś planują i ja to wiem. Wszyscy się podnieśli z podłogi. Chyba tylko ja nie wiem kto to jest.
-Dobra ludzie, możecie mi powiedzieć kto to lub co to ten cały "Harold"?
Nagle wszyscy odwrócili się w moją stronę z zdziwieniem wymalowanym na twarzach.
-Dziecko moje drogie, jakaś ty nie doinformowana, ale ci to wybaczymy bo jesteś tu nowa, nie martw się kochanie zaraz wszystko ci opowiem.
Sebastian podszedł do mnie i przytulił do siebie po czym zaczął mnie głaskać po głowie jak jakieś dziecko. Chyba trochę za dużo wypił. Chwilę później dodał:
-Która jest godzina?
-Dokładnie 23:38, masz dziewięć minut na opowieść.
Odpowiedział mu Chris. Chłopak usiadł na moim łóżku i pociągnął mnie na swoje kolana. Spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Tak, a więc pan Harold to taki chory psychicznie facet, który zmarł w wieku 21 lat równo sto lat temu. Nikt nie zna przyczyny jego śmierci, ale wiemy że się powiesił i wbił sobie nóż w serce. Nie pytaj mi się jak to się stało bo sam nie wiem. Teraz za każdym razem, gdy ktoś 1 lutego o godzinie 23:47 powie 21 razy "Harold" przed lustrem to sam Harold go zabije. Fajna opowieść co nie? To co? Idziemy!
Wstałam z niego i spojrzałam na wszystkich. Moja mina musi być przekomiczna bo wszyscy nagle wybuchają śmiechem.
-Nie bój się księżniczko, ja cię obronię.
Seba podszedł do mnie i objął ramieniem. Zdjęłam jego rękę i spojrzałam na dziewczyny błagalnym wzrokiem. Nie chcę tego robić, nie że się boję lub coś tylko mam złe przeczucia. Spojrzałam na każdego tutaj i wydało mi się, że każdy oprócz mnie i Evana chce to zrobić.
-Okej, idźcie ale ja tu zostaję. Mam złe przeczucia i tyle.
-Oj no chodź.
-Nie.
-W takim razie zrobimy to tutaj. Przecież masz tutaj lustro.
Podeszli do ściany na którym wisiało. Stephanie stała najbliżej niego, a cała reszta oprócz mnie metr za nią. Ja wolę zostać na łóżku na wszelki wypadek. Usiadłam po turecku, gdy ona zaczęła mówić. Za każdym razem miałam większą gęsią skórkę. Na sam koniec, gdy już wymówiła te dwadzieścia jeden razy to głupie imię było słychać tylko nasze urywane oddechy. Nagle światło zaczęło migać aż zgasło. Dziewczyny zaczęły krzyczeć jak jakieś głupie, a ja patrzyłam się tępo w ścianę. Nagle poczułam lekki podmuch wiatru przez co nie powiem, ale bardzo się przestraszyłam.
-Kto to cholery jasnej otworzył okno?
Zapytałam spokojnie, nie będę się denerwować. To nic takiego przecież. Duchy nie istnieją.
-Nikt nie otwierał okna Vivianne.
Powiedział cicho Seba. Spojrzałam na lustro, gdzie zamian odbicia Steph i reszty był ten sam facet co za oknem w kuchni, gdy czytałam list. Wszędzie poznam te dziwnie świecące oczy. Dobra teraz się boję. Krzyknęłam przez co wszyscy się odwrócili w moją stronę, a on się uśmiechnął. Jak to możliwe, że oni go nie widzieli? Nagle usłyszeliśmy wrzask Stephanie, która zginała się w pół, a lustro pękło. Evan spojrzał się na mnie ze strachem. Co tu się dzieje?! Po minucie wszystko zaczęło wirować, a ja tak bynajmniej mi się zdaje zemdlałam.

~*~Oczami Evana~*~

Od samego początku coś mi tu nie pasowało. Cały czas czuję czyjąś obecność wokół tej dziewczyny, Vivianne. Wiedziałem to już od naszego pierwszego spotkania, gdy przywiozłem tutaj tą pizzę, a teraz jeszcze ta głupia gra. Czy oni nie wiedzą, że nie można sobie żartować z takich rzeczy? Widziałem go, tego Harolda. Było to przez ułamek sekundy, chwilę przed tym, jak zemdlała. Do tego ta cała Steph została zraniona. Ktoś wydrapał jej "x" na brzuchu i ja wiem, że to nie był nikt z tutaj obecnych, żyjących. To musiała być jakaś nieznana istota, nie z tego świata. Jestem tego pewien. Aktualnie siedzę z Vivianne, Sebastianem, Emmą oraz Emily w pokoju brunetki i czekamy aż się obudzi. Impreza skończyła się od razu po tym jak skończyła się na durna gra. Boję się, że coś jej się stało. 
-Dziewczyny to nie ma sensu, to wszystko jest chore. 
Przemówił chłopak, szkoda że wcześniej o tym nie pomyśleli. 
-Chodźcie, ogarniemy dom.
Powiedziała Emily przez co cała trójka wyszła oprócz mnie. Usiadłem na łóżku obok dziewczyny i pogłaskałem ją po policzku. Jest silna, czuję to. Musi się obudzić. Spuszczam wzrok po czym czuję, że zaczyna się ruszać. Podnosi powieki po czym spogląda na mnie, ale po chwili przenosi wzrok na sufit.
-Ty też go widzisz? Nie oszalałam prawda?
-Oczywiście, że nie oszalałaś Vivianne.
-Odpowiedz na wcześniejsze pytanie.
-Tak, widzę go. Widziałem go chwilę przed tym jak zemdlałaś. Cały czas był przy tobie. 
Nagle podnosi się z łóżka i wstaje na równe nogi. Ma strach w oczach.
-To był ten cały Harold?
Nie odpowiadam tylko patrzę się za osobę za nią, a raczej nie osobę tylko demona. Jest w oknie i diabelsko się uśmiecha.
-Znów go widzisz? Gdzie on jest? 
Rozgląda się na boki jak jakaś opętana. Nagle on staje centralnie za nią i patrzy mi się w oczy. Sekundę później jego robią się całe czarne i to dosłownie. Nie ma ani białka, ani tęczówki, jest tylko przerażająca czerń. Połykam głośno ślinę nie odrywając wzroku.
-Evan, proszę cię powiedz co widzisz. 
-Raczej nie chcesz wiedzieć.
Harold przykłada wskazujący palec do ust pokazując, żebym był cicho po czy po raz kolejny złośliwie się uśmiecha i nagle znika. Patrzę na dziewczynę i wiem, że nie mogę jej tak zostawić. Muszę jej pomóc.



-------------------------------------------------------------------------------------------
Witam, witam moich kochanych czytelników! Jak wrażenia po rozdziale? Jak widzicie pojawiły się nowe osoby, ale raczej tylko Evan teraz będzie uczestniczył w rozdziałach, możecie go zobaczyć w "Bohaterach", ale nie wiem czym dodam go jeszcze dziś czy może jutro, bo brat krzyczy, że chce laptopa. Tak właściwie to przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale ostatnio moje dni opierały się na nauce i szkole. Postaram się teraz regularnie dodawać rozdziały itp. Oczywiście przepraszam za błędy i w ogóle. Kocham was!

PAMIĘTAJ!
CZYTASZ?=OBSERWUJESZ, KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!!!

niedziela, 27 września 2015

Rozdział IV

Po tym jak razem z Sebastianem odprowadziliśmy mojego brata pod klasę chłopak poszedł do szatni się przebrać. Stałam przed drzwiami już dobre dziesięć minut, a on nadal nie wychodził. Co on tam tak długo robi? Nawet ja tyle się nie szykuję....no dobra może i tak długo się szykuję, ale w końcu ja jestem kobietą tak? To chyba coś jednak oznacza. Cały czas stałam pod ścianą naprzeciwko drzwi. Z nudów zaczęłam grać w jakąś beznadziejną grę, ale to wydaje się o wiele lepsze niż samo stanie i wpatrywanie się w drzwi prowadzące do męskiej szatni. Przeniosłam wzrok z ekranu mojego Iphone'a dopiero wtedy, gdy usłyszałam jakieś kroki zbliżające się w moją stronę, a zaraz po tym zobaczyłam kogoś buty. Podniosłam głowę z nadzieją, że to może Sebastian, lecz okazało się jednak inaczej. Przede mną stał przystojny, wysoki blondyn o piwnych oczach. Czy w tej szkole, są tylko ładni chłopacy? Nie, że narzekam na to, bo to w sumie fajnie i w ogóle....a teraz trochę to zabrzmiało jakbym zapomniała o Luke'u, ale wcale tak nie jest. Nadal go bardzo kocham i za nim tęsknię. No własnie, muszę zadzwonić dzisiaj do niego. Już prawie zapomniałam jak brzmi jego głos.
-Cześć mała.
Powiedział chłopak z nadzwyczajnie mocnym brytyjskim akcentem.
-Nie jestem mała. O co chodzi?
-Jeszcze nigdy cię tu nie widziałem piękna.
-Skoro ja jestem piękna to ty musisz być bestią. Jestem nowa.
-Zadziorna, lubię takie. Ja jestem Chris.
Wyciągnął w moją stronę swoją dłoń, którą delikatnie uściskałam.
-Vivianne.
-Trochę dziwne i stare to imię, ale fajne.
-Nie sądzę, że jeśli będziesz wyśmiewał się z jej imienia to cię polubi.
Równo odwróciliśmy głowy, aby spojrzeć na rozbawionego Sebastiana. Całe szczęście, bo nie chce już być w towarzystwie blondyna.
-Weź się stary co? Ty możesz mieć każdą więc odstąp mi chociaż tą jedną okej?
-I tak nie zamoczysz chłopie więc daj sobie spokój.
-A skąd wiesz?
-Ponieważ mam chłopaka.
Wcięłam im się w rozmowę. Obydwoje spojrzeli na mnie, Chris z wymalowaną zrezygnowaną miną, a Seba z wyrazem twarzy nie do odgadnięcia. O co mu chodzi?
-No to szkoda. Chociaż on nie musi o niczym wiedzieć.
-Spadaj zanim ci przywalę,
Wysyczałam zdenerwowana. Co on sobie myśli? Że może wszystko? No nie ze mną. Jeśli nie odejdzie w ciągu trzech sekund to mu naprawdę przywalę.
-Co ty mi możesz zrobić?
Odpowiedział pewien siebie. Od razu widać, że to typ narcyza. Nienawidzę takich typków. Uważają się za pępek świata, że wszystkie dziewczyny na niego lecą, że może mieć każdą i może robić wszystko co mu się żywnie podoba, a to nie prawda.
-Wszystko. Nie psuj mi humoru, okej? Bo jakbym chciała posłuchać jakiegoś irytującego i głupiego gówniarza to bym poszła do innego budynku do mojego brata.
-Pewnie jestem od ciebie starszy więc nie jestem żadnym gówniarzem.
-Umysłowo nie jesteś starszy.
-Ta, ta idę na trening. Widzimy się po lekcjach Adams.
-Jasne.
Wymamrotał ledwo słyszalnie Sebastian. Ciekawe o co chodzi. Seba też chyba za bardzo go nie lubi. Nie dziwię mu się, widać że Chris to dupek i babiarz.
-O której rozpoczynasz zajęcia?
Z moim zamyśleń wyrwał mnie brunet. Szybko spojrzałam na plan lekcji od razu zawieszając wzrok na poniedziałku.
-O 09;45 mam pierwsze zajęcia.
-No to mamy dwie godziny lekcyjne, aby ci pokazać niektóre rzeczy.
-A ty nie masz zajęć?
-Nie. W poniedziałki dwie pierwsze godziny mam trening.
-W co gracie?
-W football amerykański. Jestem kapitanem.
-No to całkiem fajnie.
-No niby tak, ale to bardzo duży obowiązek. Wiesz wspieranie drużyny i te sprawy.
-Rozumiem. Gdzie idziemy?
-Pokażę ci gdzie jest stołówka, świetlica na której czasami mamy zajęcia lub idziemy tam, gdy nie mamy jakieś lekcji, aby posiedzieć i słuchać jak to jesteśmy okropnym pokoleniem. Pójdziemy też do biblioteki, na halę sportową oraz pokażę ci szatnie bo tam gdzie my byliśmy to była tylko dla drużyny, do gabinetu dyrektora, sklepiku szkolnego, a na koniec zaprowadzę cię pod klasę. Co masz pierwsze?
Po raz drugi spojrzałam na plan tym razem patrząc na pierwsze zajęcia.
-Biologia, a ty?
-Też, w której sali?
-209.
-Kto jest twoim wychowawcą?
-Pani Martha Miller.
-Jesteśmy razem w klasie, wiedziałaś?
Zaśmiał się cicho ukazując szereg równych i śnieżnobiałych zębów.
-Nie, nie miałam pojęcia. W sumie to dobrze bo chociaż kogoś już znam.
-Tak to naprawdę duży plus. Opowiedz mi coś o sobie.
-Ymm....no dobrze. Tak jak już wiesz mam na imię Vivianne Smith. Mam młodszego brata Daniela, ale to też już wiesz. Mieszkam razem z nim, ojczymem i mamą na obrzeżach miasta. Przeprowadziłam się tutaj wczoraj z Sydney zostawiając tam najlepszego chłopaka na świecie.
-Dlaczego przeprowadziłaś się z pięknego i słonecznego Sydney do ponurego i zimnego Bedford?
-To przez pracę moich rodziców, a raczej ojca. Przeniósł tutaj firmę więc i my się tutaj przenieśliśmy.
-Rozumiem.

~~*~~

Chodzę do tej szkoły już około dwa tygodnie i muszę przyznać, że jest całkiem ciekawie. Aktualnie jest 31 stycznia czyli ostatni dzień przed feriami. Zostało tylko kilka sekund do końca lekcji, gdy czuję, że ktoś rzucił we mnie papierową kulką. Patrzę na ziemię i tak jak zakładałam leży tam papier zgnieciony na kształt kulki. Podnoszę go i rozwijam kartkę i odczytuje napis "Idziesz ze mną i dziewczynami na pizzę po lekcji?". Od razu rozpoznaję charakterystyczne bazgroły trudne do odczytania. To jasne, że napisał to Sebastian. Odwracam się do niego (ponieważ siedzę w środkowym rzędzie w pierwszej ławce, a on w ostatniej pod oknem) i z uśmiechem potakuję.
-Panno Smith, proszę się nie odwracać do tyłu.
Słyszę ponury i ostry głos mojego nauczyciela od historii na co od razu patrzę na tablicę.
-Przepraszam panie profesorze.
Mężczyzna w podeszłym wieku znów zaczyna pisać na tablicy nie zwracając już na mnie uwagi. Szybko zgniatam kartkę i odwracam się po raz drugi. Celuję i w mgnieniu oka rzucam w głowę mojego przyjaciela. Ten łapie się za miejsce w które rzuciłam i udaje oburzonego rozmasowując "obolałe" miejsce. Śmieję się cicho na ten widok i odwracam się ponownie, gdy tylko rozbrzmiewa dzwonek oznaczający koniec tych nudnych zajęć. Podnoszę moją torbę i chowam do niej książki. Nie muszę czekać chociażby minuty na chłopaka bo gdy tylko się podnoszę z krzesło wpadam na jego tors.
-Powinnaś przeprosić wiesz?
-To ty zacząłeś!
-Nieprawda!
-Prawda!
-Smith, Adams zamknąć się i zejdźcie mi w tej chwili z oczu!
-Dobrze proszę pana.
Wyszliśmy na korytarz i wybuchliśmy śmiechem. Poszliśmy do naszych szafek, aby wyciągnąć z nich kurki, ponieważ ostatnio zrobiło się naprawdę bardzo zimno i zaczęło strasznie dużo padać.
-Dziewczyny kończyły wcześniej i już na nas czekają.
Powiedział brunet chowając swój telefon do kieszeni szarych dość eleganckich spodni. Zarzucił na siebie kurtkę i owinął szalik wokół szyi.
-No okej, ale Danny musi iść z nami bo mój tata dzisiaj jest do późna w pracy, a mama nie może po niego przyjechać. To chyba nie problem, prawda?
-Spoko, to żaden problem. Danny jest bardzo fajnym dzieciakiem.
-Taa, chyba tylko gdy śpi.
-Nie przesadzaj. Ja mam gorzej.
-No nie wiem.
-Trzech starszych braci i jedna młodsza siostra. Cudowne życie.
-Masz fajne rodzeństwo. Tym bardziej siostrę.
-Natalie ma trzy miesiące!
-No właśnie dlatego jest fajna, tak samo Matt, Brad i Oliver.
-Dobra koniec tematu. Załóż czapkę.
-Nie jestem dzieckiem.
-Oj cicho bądź.
Z niebieskiej szafki wyciągnął różową, puchatą i niezwykle ciepłą czapkę, którą wręcz nienawidzę i założył mi ją na głowę. Uśmiechnął się rozbawiony na mój widok.
-Nie śmiej się ze mnie! To wkurzające!
Machnął tylko ręką biorąc plecak i przewieszając go przez jedno ramię, zaczął iść w stronę wyjścia z budynku. W ekspresowym tempie go dogoniłam i poszłam do drugiego budynku po Daniela. Szybko rozpoznałam jego długą, brązową czuprynę pod niebieską czapką wśród innych dzieciaków. Pomachałam do niego, aby mnie zauważył co się udało, ponieważ zaczął biec przedzierając się do nas i rzucając mi się w moje ramiona.
-Cześć Vivianne.
-Cześć młody. Chcesz iść na pizzę ze mną, Sebastianem i dziewczynami?
-Taaak! Kocham cię!
-Taa, wy się tak bardzo nienawidzicie. Masz rację.
Prychnął Seba porównując tą sytuację do naszej wcześniejszej rozmowy. Ja i Danny mamy tak tylko czasami. Zazwyczaj przez większość czasu się kłócimy.
-Dobra małolaty, idziemy do samochodu.
Powiedział znów brązowooki po chwili. Seba wziął plecak małego i przewiesił przez drugie ramię.

~~*~~

Już drugą godzinę siedzimy w pizzerii razem w Sebastianem, moim bratem, Emmą i Emily. Em i Emi to bliźniaczki, które poznałam w ten sam dzień co Sebę. Są naprawdę bardzo zabawne oraz miłe. 
-Dobra czas się zbierać, Sebastian odwieziesz nas? Bo Danny już zasnął mi na kolanach. 
-Okej, jasne. Nie budź go, zaniosę go do auta.
-Na pewno? Bo jest serio ciężki.
-To pięciolatek. Sądzę, że dam sobie radę. 
-No jak wolisz.
Wszyscy zaczęliśmy się ubierać oraz w miarę ogarniać miejsca na których siedzieliśmy. Delikatnie założyłam małemu kurtkę, szalik oraz czapkę, aby nie zmarzł. Brunat był już gotowy, więc wziął Daniela na ręce, abym teraz ja mogła się ubrać. Gdy było już wszystko gotowe, wyszliśmy z restauracji. Razem z Emily i Dannym usiedliśmy na tylnych siedzeniach, a Emma koło Seby, który prowadził. Najpierw odwiózł dziewczyny, a dopiero potem mnie i brata. Oczywiście pomógł mi go zanieść do domu i położyć do łóżka.
-Oooo....Sebastian! A co ty tu robisz?
Oboje się odwróciliśmy na głos mojej matki. Szła cała w skowronkach w naszą stronę.
-Dzień dobry proszę pani. Odwiozłem tylko Vivianne i Daniela do domu i już właściwie wychodzę.
-Oj jaka szkoda. Jesteś pewien, że nie chcesz zostać na kolacji?
-Spieszę się do domu. Muszę zająć się rodzeństwem. Ojciec wraca dopiero jutro przez co teraz ja robię za głowę rodziny.
-Rozumiem,w takim razie do widzenia.
-Do widzenia proszę pani. Pa Vivianne.
-Pa Sebastian. Napiszę do ciebie jeszcze.
-Okej.
Przytuliłam chłopaka na pożegnanie, a on mnie delikatnie podniósł do góry po czym mnie odstawił. Odprowadziłam go do drzwi.
-Vivianne, kochanie na co masz ochotę?
Zaskoczył mnie miły i spokojny głos mojej matki za moimi plecami.
-Obojętnie.
-A gdzie jest Danny?
-Zasnął więc razem z Sebastianem go położyliśmy do łóżka.
-Sebastian to bardzo miły i porządny chłopak, a raczej młody mężczyzna.
-Tak, bynajmniej tak mi się wydaje.
-Mógłby być wspaniałym chłopakiem dla ciebie.
-Mamo! Ja nadal jestem z Luke'iem!
-On mieszka daleko stąd. Przykro mi to mówić, ale wasz związek może nie przetrwać.
-On mnie kocha, a ja go! Na pewno damy radę!
-Jesteś tego w stu procentach pewna?
-Oczywiście, że tak. Przecież istnieje wiele związków na odległość.
-No tak, ale ile z nich przetrwa?
-Dlaczego ty zawsze musisz mi utrudniać życie?
-Nie utrudniam ci życia, tylko próbuję ci pomóc.
-Niby jak?! Ty tylko chcesz rozwalić mój związek! Nienawidzę cię!
-Uspokój się!
-Nie!
Po tej ostrej wymianie zdań pobiegłam po schodach do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, lecz przed tym zabrałam laptopa z biurka. Włączyłam go po czym otworzyłam aplikacje "Skype". Spojrzałam szybko na listę zauważając, że mój blondynek jest dostępny. Nawet nie myśląc o niczym wcisnęłam przycisk rozmowy włączając kamerkę. Po chwili zobaczyłam uśmiechniętą twarz mojego ukochanego chłopaka.
-Cześć Luke.
-Cześć Vivi.

~*~ Oczami tajemniczej istoty ~*~

Gdy tylko obydwoje zobaczyli nawzajem swoje twarze od razu poczuli się lepiej. Dwóch zakochanych właśnie w tym czasie równo znów poczuli motylki. Nie obchodziło ich to, że to tylko ekran monitora, byli szczęśliwi że wreszcie po raz kolejny się zobaczyli, byli szczęśliwi razem. Wiedzieli, że teraz jest najtrudniejszy okres dla ich związku, ale ani blondyn, ani brunetka nie mogli tak po prostu to przerwać. Nie po tym co obydwoje razem przeżyli. Ich uczucie jest bardzo duże oraz silne. Kochają się i to jest dla nich najważniejsze, że mają siebie nawzajem. Mogą zawsze na sobie polegać i ufają sobie, to jest w związku najważniejsze, prawda? Vivianne dobrze wie, że jej matka ma rację, ale ona nie potrafi tak po prostu z niego zrezygnować ani nie potrafi go przestać kochać. Luke codziennie widział i poznawał nowe dziewczyny, ale żadna z nich nie może równać się z jego księżniczką. Ona była, jest i zawsze będzie dla niego najważniejsza tak jak on dla niej. Pięknie prawda? Wszystko wydaje się takie idealne. Szkoda tylko, że ani on, ani ona nie wiedzą, że niedługo wszystko się zmieni przeze mnie.



-------------------------------------------------------------------------------------
Znów zero akcji ;_; Przepraszam no ale muszę zrobić najpierw tak jakby wprowadzenie. Jak wam się podoba ten rozdział? Dziękuję wszystkim, którzy komentują moje wypociny. Miał być w sobotę, ale w piątek jechałam na noc naukowców w Poznaniu i tak jakoś wyszło się się rozchorowałam i nie mam na nic siły, dlatego jest tak nudny rozdział. Jest 13 obserwatorów więc jak będzie przynajmniej 13 komentarzy to będzie next. Tradycyjnie przepraszam za błędy i do następnego.

CZYTASZ?=KOMENTUJESZ, OBSERWUJESZ!=MOTYWUJESZ!!!

środa, 16 września 2015

Hejka naklejka!

Hejo! Dawno mnie tu nie było :') Przepraszam was, ale ostatnie dni wolnego chciałam spędzić z przyjaciółmi i musiałam was opuścić :( Teraz jestem w drugiej gim i będę miała więcej nauki ;_;  Ale mam dla was wiadomość! Od tego tygodnia postaram się dodawać rozdziały w każdą sobotę lub niedzielę, co wy na to? IV rozdział mam już napisany w połowie więc tylko muszę go dokończyć. Już mam plan na całą tą część, mam wiele pomysłów więc będzie dobrze. Mam nadzieję że kolejne rozdziały będą chociaż trochę bardziej ciekawsze niż pozostałe. Niedługo będzie akcja na którą czekacie xD Mam do was prośbę, niech każdy kto widzi tą notkę niech ją skomentuje chociaż kropką. Chcę wiedzieć ile was jest. Papa, lecę na mój ukochany J.polski (czujecie ten sarkazm? RATUJCIE :C)

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział III

Irytujący dźwięk budzika wyrwał mnie z mojego pięknego snu w którym głównym bohaterem był mój ukochany blondynek czyli Luke. Chciałam wyłączyć urządzenie po omacku, lecz w rezultacie zleciał on na ziemię więc...ups? No cóż trudno się mówi. Wygrzebałam się spod mojej cieplutkiej kołdry i postawiłam stopy na zimnych, jasnych panelach. Spojrzałam zaspana na zegarek, który wskazywał on godzinę siódmą sześć. Podeszłam do szafy z której wyciągnęłam mundurek szkolny, nienawidzę prywatnych szkół, ponieważ tam trzeba nosić mundurek. Gdyby to tata wybierał szkołę tak jak ostatnio to na pewno nie byłaby prywatna, no ale niestety to mama wybierała szkołę do mnie tak samo jak dla Daniela bo stwierdziła, że teraz musi to być szkoła z klasą i w ogóle najlepsza ze wszystkich tutaj. W ogóle nie lubię tych rozpuszczonych dzieciaków się tam uczących. Myślą, że skoro mają pieniądze to są najlepsi, ale to nie prawda. Ubrałam białą koszulę, szarą spódniczkę, cieliste rajstopy oraz na ramiona zarzuciłam granatową marynarkę z logiem szkoły. Na stopy założyłam czarne baleriny. Poszłam do mojej toaletki i pomalowałam się delikatnie. Z półki sięgnęłam szczotkę do włosów, które porządnie rozczesałam po czym związałam w kucyka. Ruszyłam w stronę łazienki. W domu było strasznie cicho, zbyt cicho. Weszłam do pomieszczenia i podeszłam do umywalki. Na półeczce już leżały wszystkie kremy, szczoteczki oraz pasta do zębów. Wzięłam jedną szczoteczkę oraz pastę po czym zaczęłam myć zęby. Cały czas w głowie miałam wczorajszy list przez co w nocy praktycznie nie spałam. Jak to możliwe, że ten ktoś wiedział, że o nim myślę? Przecież czytanie w myślach jest niemożliwe. To było przerażające oraz dziwne. Boję się tego miejsca. To niedorzeczne, ale jednak mam prawo po tym co się wydarzyło, prawda? Oczywiście, że tak!
-Co chciałaby panienka na śniadanie?
Usłyszałam głos za mną przez co podskoczyłam i odwróciłam się w stronę osoby, która mnie przestraszyła. Ujrzałam kobietę około po sześćdziesiątce. Miała blond włosy, jasną cerę i brązowe oczy. Była raczej niska, niższa ode mnie. Stała uśmiechając się do mnie.
-Yyy.....Kim pani jest? I co tutaj robi?
-Przepraszam panienkę, pewnie rodzice pani nie powiedzieli. Mam na imię Helen i pracuję tutaj jako gospodyni.
Kobieta podała mi rękę uśmiechając się przez co w jej policzkach ukazały się dołeczki. Niepewnie uścisnęłam jej dłoń.
-Nie, nic nie wspominali. Dzień dobry jestem Vivianne.
-Wiem jak masz na imię.
Znów posłała mi uśmiech, który odwzajemniłam. Wydaje się bardzo miła według mnie.
-A więc mogłyby być na przykład naleśniki? Podobno robię bardzo dobre, bynajmniej mój wnuk tak mówi.
Zapytała radośnie i energicznie. Jak ona może mieć aż tyle energii tak wcześnie rano? Nawet Danny tyle nie ma o tej godzinie.
-Tak, oczywiście że mogą być.
Odpowiedziałam z o połowę mniejszym zapałem niż ona. Zeszła na dól zostawiając mnie samą lecz nie na długo, ponieważ niecałą minutę później do pomieszczenia wbiegł mój młodszy braciszek wypychając mnie za drzwi. Okej? Może jednak ma dużo energii.

~~*~~

Po zjedzeniu swoją drogą przepysznych naleśników przygotowanych przez panią Helen wraz z tatą oraz Danielem ruszyliśmy w stronę samochodu. Ojciec uruchomił silnik po czym włączyliśmy się do ruchu drogowego. Po mniej więcej dwudziestu minutach byliśmy przed wielkim budynkiem szkoły. Była ona przeogromna i składała się z trzech różnych budynków oraz jednego wielkiego placu, gdzie znajdowała się fontanna oraz stoliki. Uczniowie zajmowali wcześniej wspomniane stoły, koce oraz ławki przy budynkach. Wszyscy mieli te durne mundurki. W naszą stronę zaczął iść jakiś łysy mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie elegancki garnitur oraz na kilometr było czuć od niego drogie perfumy.
-Pan Adam Smith?
Zapytał podchodząc do nas wymuszając uśmiech. Miał mocny brytyjski akcent.
-Tak.
Odpowiedział tata potrząsając jego dłonią.
-Miło mi pana wreszcie poznać osobiście. Jestem Henry Brown dyrektorem tej oto placówki.
Dumnie wypowiedział te słowa, przechwalając się. Serio? Gdyby nie to, że nie chcę aby tata był zły to bym go wyśmiała za to jak się zachowuje. No cóż, są ludzie i parapety.
-Ymm....tak domyśliłem się.
-To muszą być pana dzieci. Dennis oraz Victoria o ile dobrze pamiętam. Przepraszam, ale mamy tyle zgłoszeń, że już nie mogę nadążyć nad tymi wszystkimi imionami.
Równo z Dannym spojrzeliśmy na siebie. Chyba obydwoje uważamy, że on jest dziwaczny. Chociaż w jednym się zgadzamy.
-Nie, to Daniel i Vivianne.
Odpowiedział mu wskazując na nas. Mężczyzna podał Danny'emu dłoń, którą chłopiec uściskał. Przeniósł wzrok na mnie i również wykonał ten sam gest lecz ja skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej i podniosłam brwi do góry. Niezręcznie wycofał rękę zmieszany przez co na moich ustach zagościł uśmiech. Mógł się nie przechwalać.
-Oprowadzę państwo po szkole. Proszę za mną.
Odwrócił się tyłem do nas, a tata spojrzał na mnie wymownie. Wzruszyłam ramionami uśmiechając się, a on pokręcił rozbawiony głową. Pan Brown zaczął podążać w stronę jednego z trzech budynków gdzie hałasowały mniejsze dzieciaki mniej więcej takie ja mój brat.
-Tu jest budynek z salami dla klas Primary School. Ma dwa piętra, pierwsze jest dla Infant Schools, gdzie uczą się dzieci od piątego do siódmego roku życia, a na drugim piętrze znajduje się Junior Schools dla dzieci w wieku od siedmiu do jedenastu lat.*
Opowiadał nam dyrektor, gdy szliśmy korytarzami pełnymi szafek i otworzonych drzwi do sal zapełnionymi różnymi rysunkami oraz kolorowymi ozdobami. Typowa szkoła podstawowa więc nie za bardzo słuchałam, ponieważ nie będę uczęszczać do tej części szkoły. Po dwudziestu minutach opowiadania nam o dwóch budynkach nareszcie stanęliśmy. Jeden z budynków to jest właśnie szkoła podstawowa, a w drugim jest stołówka, biblioteka, świetlica oraz szatnie. Dyrektor podczas tej całej "wycieczki" dał mi i Danny'emu klucze do szafek oraz plany zajęć.
-Teraz udamy się do trzeciego budynku gdzie jest szko...przepraszam państwo na chwilę.
Jego wypowiedź przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Odszedł od nas na chwilę, a tata od razu się do mnie odwrócił, ponieważ przez cały czas szłam za nimi.
-I jak? Podoba wam się?
Zapytał z uśmiechem od ucha do ucha. Wysiliłam się na marny, fałszywy uśmiech. W przeciwieństwie do mnie mój brat zaczął skakać i śmiać się jak na głośniej oraz między chichotami krzyczał, że tu jest cudownie. No cóż, ja tak nie uważam.
-To się cieszę Danny, a co ty o tym sądzisz księżniczko?
-Gdyby nie to, że nie ma tutaj Luke'a, muszę nosić mundurek, dyrektor to palant co widać na kilometr oraz że nie znam tu nikogo to byłoby idealnie. Nie lubię tych wszystkich rozpieszczonych bachorów, które uważają się za pępek świata.
-Wiem, że dyrektor wydaje się dziwny i że dużo się przechwala, ale staraj się to ignorować. Poznasz tutaj nowych przyjaciół zobaczysz. Nic nie mogę poradzić na to, że nie ma tu twojego chłopaka i że musisz nosić ten okropny mundurek. Proszę cię staraj się nie wstrzynać kłótni oraz bójek. Wiem, że jesteś do tego zdolna. Nie przynieś mi dzisiaj żadnych uwag oraz niech do mnie nie dzwonią, że muszę przyjechać do szkoły po ciebie lub co gorsza odebrać cię z policji.
-Ej! Przecież jeszcze nigdy mnie nie zabierałeś z policji!
-A wtedy, gdy ty i Luke wkradliście się do szkoły i was złapano?
-Mieliśmy wtedy dwanaście lat! I to nie była policja, tylko ochroniarz szkoły nas złapał.
-Dla mnie to jest jedno i to samo.
-Mama nadal nic nie wie?
-No nie wie. Jakby się dowiedziała to by nie tylko ciebie zabiła to w dodatku mnie, a ja jestem zbyt młody i za przystojny na śmierć.
-Wmawiaj to sobie dalej.
-Tak sądzisz? Porozmawiamy, gdy będziesz chciała kieszonkowe.
-I tak mi dasz.
-Skąd ta pewność?
-Bo mnie kooooochasz.
Przytuliłam się do niego przez co się zaśmiał, ale mimo wszystko również mnie objął i pocałował we włosy. Chyba oboje poczuliśmy, że coś, a raczej ktoś wchodzi pomiędzy nas. Spojrzałam w dół i ujrzałam brązową czuprynkę.
-Ja też chcę!
Krzyknął Danny i przytulił nas równocześnie. Po chwili usłyszeliśmy, że ktoś chrząka. Odwróciliśmy głowy w stronę osoby, która wydała ten dźwięk. Pan Brown stał z fałszywym uśmiechem.
-Przepraszam państwa bardzo, ale miałem niespodziewany telefon i z przykrością muszę powiedzieć, że muszę wyjechać na spotkanie i nie zdążę oprowadzić państwa po trzecim budynku. Bardzo mi przykro.
-Ale przecież ja się zgubię w tej szkole. Nie wiem w ogóle gdzie mam iść.
-Proszę chwileczkę poczekać.
Dyrektor obejrzał się dookoła aż jego wzrok zatrzymał się na grupce uczniów.
-Adams! Chodź tu na chwilę!
Krzyknął mężczyzna. Chłopak obejrzał się dopóki nas nie zauważył. Pożegnał się z resztą po czym ruszył w naszą stronę. Nie miał mundurka tak jak reszta lecz strój piłkarski z logiem szkoły, ciekawie.
-O co chodzi panie dyrektorze?
Zapytał szeroko się uśmiechając w moją stronę, a ja odwzajemniłam ten gest. Miał on ciemne włosy oraz czekoladowe oczy. Mogę śmiało stwierdzić, że jest bardzo przystojny.
-To jest Sebastian Adams. Jest on dumą tej szkoły, ponieważ nie tylko jest kapitanem szkolnej drużyny piłkarskiej, a także przewodniczącym szkoły. Ma najwyższą średnią z nie tylko całej klasy, a także i szkoły.
Uniosłam zaskoczona brwi tak samo jak mój ojciec, a chłopak tylko zaśmiał się i spuścił głowę w dół patrząc na swoje buty.
-Niech pan nie przesadza. Jest tu dużo osób, które także mają podobną średnią oraz gdyby tylko chciały też by mogły być przewodniczącym bądź przewodniczącą szkoły. Kapitanem zostałem przez własny upór oraz wytrzymałość w dążeniu do celu. Każdy inny także mógłby to zrobić. Wszyscy jesteśmy dumą tej szkoły.
-Ymm...tak. Oprowadzisz dzisiaj tą oto młodą damę po waszej części szkoły, ponieważ ja niestety nie jestem w stanie.
Powiadomił go pan dyrektor.
-Ale ja nie mogę za chwilę mam trening.
-Nie martw się tym. Usprawiedliwię cię u pana Fox'a.
-W takim razie dobrze.
-No to się cieszę. Do widzenia.
Po tym mężczyzna odwrócił się i odszedł od nas w stronę parkingu.
-Ja też już będę iść bo zaraz się spóźnię do pracy. Bądźcie grzeczni i nie spowodujcie jakiegoś wypadku lub pożaru.
-Jasne, od razu spalę szkołę. Nie jestem aż tak zdolna.
-Po prostu uważaj, a ty Danny również masz być grzeczny. Jeśli nie będziesz czegoś wiedział to idź do Vivianne dobrze?
-Okej.
Odpowiedział chłopczyk i przytulił ojca, a ten poczochrał mu włosy po czym odwrócił się do mnie. Ostatni raz go przytuliłam po czym on odszedł do swojego samochodu.
-A więc jesteś Vivianne, tak? Ja jestem Sebastian, ale przyjaciele mówią na mnie Seba.
Odezwał się brunet posyłając mi szeroki uśmiech.
-Tak, a to mój młodszy brat Daniel. Miło cię poznać.
Przedstawiłam chłopca starając się nie patrzeć na chłopaka przede mną.
-To może najpierw odprowadzimy twojego brata potem pójdę się przebrać, a dopiero wtedy zacznę cię oprowadzać okej?
-Jasne.
-W jakiej sali ma zajęcia?
-Danny pokaż plan.
Poprosiłam, a on podał mi rozpiskę, którą przekazałam Sebastianowi.
-A więc idziemy wspominać.
-Co?
-Chodziłem do tej szkoły od pierwszej klasy. Twój brat ma zajęcia w tej samej klasie co kiedyś ja.
-Naprawdę?
-Tak, cudowne wspomnienia, gdy siedzenie z dziewczyną było karą przez co w zemście ciągnęło się ja za warkocze.
-Dziewczyny są fuj.
Odezwał się mój brat przez co razem z chłopakiem się zaśmialiśmy.
-Nie są fuj. Na przykład twoja siostra, wcale nie jest fuj nie uważasz?
-Jest, tym bardziej gdy nakłada sobie te mazidła na twarz. To jest fuj.
-Mazidła?
-Kosmetyki.
Wytłumaczyłam chłopakowi, a ten się zaśmiał. Zapowiada się bardzo ciekawy oraz miły dzień.



---------------------------------------------------------------------------------
Hejka naklejka! Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale ostatnio miałam kilka problemów i musiałam jakoś to wszystko poukładać i tak dalej, ale wracając. Kolejny rozdział nudny, ale obiecuję że niedługo pojawi się Harry i będzie jakaś akcja. Przepraszam za wszystkie błędy. Dziękuję za każdy najdrobniejszy komentarz od was, to wiele dla mnie znaczy. Jest 13 obserwatorów za co również dziękuję. A tak właściwie to co sądzicie o szablonie? Bo mi się bardzo podoba *-* Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na Aska, link jest w zakładce "Pytania" i również na Instagrama bloga, który również jest w zakładce pod nazwą "Instagram bloga". To chyba już koniec notki. Liczę na komentarze, papa :*

CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!, OBSERWUJESZ!=MOTYWUJESZ!

Ps. Niech KAŻDY skomentuje ten rozdział! Chcę zobaczyć ile was tu jest :*
Ps.2 Musi być przynajmniej mniej więcej tyle samo komentarzy jak ostatnio, aby był rozdział. 

sobota, 15 sierpnia 2015

Liebster Blog Award

Hej! Zostałam po raz drugi nominowana do LBA. Serdecznie dziękuję Bleeding_Scar za nominację. Teraz odpowiem na 11 pytań od niej i ja również powinnam nominować 11 blogów i im zadać 11 pytań, ale ja po prostu już nie czytam za bardzo blogów i nie mam jakiego nominować. No to przejdźmy do pytań.

1. Co zainspirowało cię do stworzenia bloga?
Tak trochę ta historia o Bloody Mary, która wychodzi z lustra i cię zbija. W sumie blog i ta historia są bardzo powiązane.
2. Masz jakieś zwierzaki? Jak tak, to ile?
Nie mam żadnych zwierząt.
3. Jeśli miał/abyś do wyboru jedną osobę, którą mógł/abyś stać się na jeden dzień, kto to by był?
Barbara Palvin *-*
4. Gdzie być pojechał/a w podróż marzeń?
W podróż dookoła świata. Na pewno zwiedziłabym Londyn, Dublin, Nowy York, Las Vegas, Los Angeles oraz Sydney. 
5. Jesteś nocnym markiem czy rannym ptaszkiem? Jakie są zalety takiego trybu życia?
Raczej tym pierwszym. Zalety, są takie, że według mnie życie dopiero zaczyna się w nocy. Wtedy nie śpią najlepsze osoby (według mnie, chodzi o jedna taką szczególną konfę).6. Bez czego nie wychodzisz z domu?
Bez telefonu. Ja nie potrafię funkcjonować bez komórki.
7. Czy masz swój ulubiony film, który oglądasz po sto razy?
Tak mam, chociaż jest ich więcej niż jeden. Jest to "Zmierzch", "Igrzyska śmierci" oraz "Dary anioła". Wszystkie części, ale szczególnie "Zmierzch".
8. Kim marzyło ci się zostać w młodości?
Księżniczką *-*, później modelką. 
9. Jakiej piosenki słuchałeś/łaś jako ostatnią? A jaką nucisz nałogowo?
"Teenage Dirtbag" w wykonaniu One Direction, a nucę zwykle Kali "Gdzie jesteś?", Zara Larrson "She's not me" oraz One Direction "Ready to run".
10. Masz listę "Things to do before I die"? (Rzeczy, które zrobię przed śmiercią). Co na niej jest lub mogłoby być?
Mam, a znajduje się na niej:

  1. Spotkać się z moją internetową przyjaciółką.
  2. Iść na koncert One Direction i Justina Biebera.
  3. Jechać kiedyś przez całą Polskę stopem.
  4. Wsiąść do pierwszego lepszego pociągu lub samolotu, aby trochę pozwiedzać.
  5. Mieć małpkę (trochę dziwne, ale one są przesłodkie *-*)
  6. Pogłaskać lamę (także trochę dziwne)
  7. Wydać książkę.
  8. Być kimś.
11. Jeżeli jutro miał/abyś umrzeć co byś zrobił/a?
Wsiadłabym do pociągu i pojechała do mojej internetowej przyjaciółki.

To już koniec pytań, a tak właściwie to jak wam się podoba szablon? Jeśli chodzi o rozdział to zaraz go dokończę i może, ale bardzo duże MOŻE pojawi się dzisiaj, a jak nie dziś to jutro. Papa!

niedziela, 26 lipca 2015

Szybkie pytanie

Hej! Mam do was pytanie. Bo wpadłam na pomysł aby założyć blogowi instagrama <jestem mądra> gdzie będę dodawać różne cytaty, filmiki itp. zapowiadające rozdział i mam do was pytanie, co o tym sądzicie? :)

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział II

-Wszystkich pasażerów tego lotu uprzejmie prosimy o zapięcie pasów, ponieważ za chwilę lądujemy. Dziękujemy.
Usłyszałam głos stewardessy przez mikrofon. Poprawiłam się na fotelu i zapięłam pasy tak jak mnie o to poproszono. Siedziałam pomiędzy tatą, a Dannym. Chłopczyk cały czas oglądał widoki chmur za oknem, a tata trzymał dłoń mamy oraz delikatnie głaskał jej ciężarny brzuch. Nie mogę uwierzyć, że teraz będziemy w szóstkę, no cóż bynajmniej za niecały miesiąc. Widać, że obydwoje bardzo się cieszą. To cudowne, że będę miała wreszcie młodsze siostry co jest o wiele lepsze niż brat.
-Mamo długo jeszcze?
Spytał się mój brat przez co mama na niego spojrzała i pokręciła przecząco głową. Wyjęłam mój szkicownik i otworzyłam na ostatnim niedokończonym rysunku oraz chwyciłam ołówek w dłoń po czym zaczęłam bazgrolić po kartce. Z każdą kreską obraz stawał się coraz bardziej realistyczny. Każde zaokrąglenie, linia tworzyły idealną całość. Odłożyłam mały przedmiot do torby po czym wyciągnęłam z niej wszystkie niebieskie kredki. Kolorowałam obrazek różnymi odcieniami błękitu. Spojrzałam na moje dzieło. Przedstawiało twarz Luke'a, gdzie wzrok od razu przyciągały oczy, ponieważ tylko one zostały pomalowane. Już dawno go zaczęłam, ale tak jakoś zapomniałam o nim.
-Ładne.
Powiedział tata przyglądając się kartce, którą trzymałam w dłoniach. Potarł moje ramię i uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Odwzajemniłam gest lecz z o wiele mniejszym zapałem niż on. Po niedługim czasie samolot wylądował. Wysiedliśmy z niego po czym udaliśmy się po nasze bagaże. Przed lotniskiem już stało nasze nowe auto. Tata stwierdził, że tamto jest za małe, ponieważ niedługo ma być nas o dwie osoby więcej więc kupił nowe, a starym zajmie się jego brat i go sprzeda. Samochód był o wiele większy od starego i miał kolor czarny. Wsiedliśmy wszyscy do niego, a przed tym razem z ojcem włożyliśmy walizki do obszernego bagażnika. Usiadłam przy oknie wpatrując się w widok za szybą.
-Długo będziemy jechać?
Zadał pytanie Danny jednocześnie zapinając pas bezpieczeństwa.
-Tak długo dopóki się nie zamkniesz.
Warknęłam. Wiem, że nic takiego nie zrobił ale denerwują mnie te jego ciągłe pytania o drobnostki. Czy to dziecko nie umie usiedzieć cicho chociaż godzinę?
-Mamo!
Krzyknął ze łzami w oczach. Widać, że jest strasznie wrażliwy po matce. Ja taka nie jestem i to zawdzięczam ojcu. To jest chyba jedyna rzecz za którą jestem mu niezmiernie wdzięczna, no i oczywiście umiejętność bicia się, ale wracając. Mama spojrzała na mnie wkurzonym spojrzeniem, które jakby mogło zabijać to już dawno leżałabym z dziurą wywierconą w samym środku mojego czoła.
-Adam.
Powiedziała nadal na mnie patrząc lecz tym razem przez lusterko. Tata spojrzał na mnie łagodnie i westchnął.
-Vivianne przeproś brata, proszę.
Powiedział ze spokojem. Wywróciłam oczami i odwróciłam się w stronę okna. Usłyszałam tylko westchnięcie mojego ojca po czym się odwrócił i odpalił silnik. Przez całą drogę nikt się nie odzywał, a ciszę tylko zakłócała cicha melodia lecąca z radia. Po jakiś trzydziestu minutach byliśmy już na miejscu. Wyszłam z auta i ujrzałam wielką posesję na jakimś odludziu. Nie było tutaj praktycznie sąsiadów nie licząc jakiegoś starego domu który mieścił się na końcu drogi praktycznie przy wejściu do lasu. Przynajmniej jeden plus, nie ma sąsiadów i nikt nie będzie narzekać. Muszę przyznać, że jest tu dość ładnie. Sam ogród zajmuje jakieś trzy czwarte całego terenu, a sam budynek jest ogromny. Wyglądało to nadzwyczaj luksusowo. Chyba bardziej wymyślnego domu nie mogli kupić. Bardzo się różnił od tego przy lesie. Tamten wyglądał na naprawdę bardzo stary i zabytkowy, a nie jak nasz nowy oraz nowoczesny, ale co się dziwić, że taki jest jak oni tyle zarabiają. Ojciec ma firmę, a mama jest chirurgiem. Nie zawsze mieliśmy dużo pieniędzy. Gdy jeszcze mój biologiczny ojciec żył to mieszkaliśmy w jakieś ruderze, ponieważ on nie pracował, a mama dopiero zaczynała więc nie miała aż takiej wielkiej wypłaty, którą on i tak wydawał na alkohol przez co ledwo starczyło na rachunki oraz jedzenie. Tak w sumie dopiero gdy Adam poślubił mamę to żyję jak teraz, czyli po prostu jak w bajce. Mam cudowny dom, ogromne kieszonkowe, najnowszego Iphon'a, markowe ciuchy, niedługo gdy zdam na prawo jazdy tata obiecał mi, że kupi mi auto. Możecie pomyśleć, że jestem po prostu rozpieszczona, ale to nie prawda. Nie prosiłam o to i nawet tego nie chcę. Kupują mi to za to, że po prostu czują się winni za to, że spędzają ze mną tak mało czasu, ponieważ przez całe dnie nie ma ich praktycznie w domu. Kiedy mogą to są w domu, bynajmniej się starają. Moje rozmyślania przerwał mi miękki i spokojny głos ojca.
-Elizabeth i Daniel wejdźcie do środka i zobaczcie pokoje, a ty Vivianne chcę abyś coś zobaczyła. Na pewno ci się spodoba.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko po czym zaczął iść w stronę ścieżki, która prowadziła do ogrodu. Ruchem dłoni wskazał mi, że mam iść za nim. Ruszyłam za nim. Zaprowadził mnie na tyły domu gdzie, po trawie biegały dwa malutkie kociaki.
-Co one tu robią?
Kitty :)
Zapytałam klękając przy jednym z nich i podrapałam go za uszkiem po czym podszedł drugi. Jeden miał biały brzuszek, brązowy grzbiet i błękitne oczka, a drugi cały biały z typowymi zielonymi oczami. Obydwa były przepiękne. Zawsze kochałam koty.
-Są twoje, ten ciemny to chłopczyk, a ten biały to dziewczynka.
-Są takie słodkie. Chłopiec to będzie Tiger, a dziewczynka Kitty.
Tiger :)

-Wiedziałem, że ci się spodoba, ale to jeszcze nie koniec.
-Jak to? Co jeszcze?
-Chodź.
Wzięłam Kitty na ręce i znów ruszyłam za tatą. Tiger biegł powoli za nami, gdy ja znów pieściłam Kitty za uchem. Podszedł do kolejnej furtki, a raczej bramy. Nawet płot był tak wysoki, że mnie przerastał! Po co ktoś oddziela kawałek ogrodu od reszty? To bez sensu. Patrzyłam na niego jak na idiotę przez co zaśmiał się pod nosem po czym przemówił.
-Wiem, że zawsze marzyłaś o swoim takim małym królestwie w ogrodzie, więc....oto i one.
Otworzył wejście po czym przekroczyliśmy przez płot, który oddzielał to wszystko od reszty. Było tu pełno roślin. Różnorodne kwiaty, krzaki a nawet znajduje się to mały strumyk, ale to co najbardziej mnie zdziwiło było na samym końcu, gdzie nie było już aż tyle tej całej zieleni, no oprócz oczywiście trawy. Na samym środku stało drzewo, tak po prostu. Na nim wisiała drewniana huśtawka powieszona na sznurach. Wyglądało to przecudownie, tak magicznie. Na gałęziach dodatkowo wisiały specjalne takie jakby lampki.
-To wszystko dla mnie?
-Oczywiście, że tak. To może być twoje MM.
-Moje własne MM.
Powiedziałam dumnie się uśmiechając. Skrót MM oznacza "Magiczne Miejsce". Od kiedy pamiętam mówił mi, że każdy ma swoje własne MM. To miejsce gdzie czujesz się sobą, nie musisz się ukrywać ani udawać, to miejsce radosne, magiczne po prostu twoje. Niektórzy ludzie swoje Magiczne Miejsca dzielą z innym człowiekiem. Chciałam mieć takie MM z Luke'iem. To by było nasze Magiczne Miejsce i tylko nasze. Na samo jego wspomnienie mam łzy w oczach.
-Księżniczko co jest? Myślałem, że ci się spodoba.
Powiedział zawiedziony i spuścił głowę w dół. Podeszłam do niego i się przytuliłam do niego.
-To nie o to chodzi tato. Tylko trochę mi ciężko....Będę strasznie tęsknić za Luke'iem, w sumie już za nim tęsknię. Był....Jest i zawsze będzie dla mnie wszystkim. Kocham go.
-Wiem córeczko, ale zobaczysz, że poznasz tu nowych przyjaciół w nowej szkole, a z Luke'iem możesz rozmawiać przez telefon lub Skype'a.
-No niby tak, ale to nie to samo.
-Wiem kochanie, ale wierzę, że dasz radę. Chodź zobaczysz swój pokój.
-Okej...
Pociągnął mnie delikatnie za nadgarstek w stronę wyjścia. Małe kociaki poszły za nami do domu. Tak jak myślałam w środku również jest urządzony nowocześnie. Weszłam powoli schodami na górę w poszukiwaniu swojego pokoju. Na tym piętrze było chyba z dziesięcioro drzwi, ale jednak jedno przyciągnęło moją uwagę. Podeszłam bliżej ich, aby się im przyjrzeć. Na białym drewnie wyryte zostały słowa "Królestwo księżniczki" i pomalowane na czarno. Chwyciłam za klamkę i pociągnęłam ją w dół. Moim oczom ukazał się wielki cały biały pokój i to dosłownie cały biały. Meble, pościel, ściany, podłoga jak i dodatki. Wyglądało to przepięknie oraz bardzo skromnie co lubię w pokojach. Cała jedna ściana od góry do dołu była we szkle przez co miałam widok na ogród. Od razu jak się wchodziło to po prawej była ściana z jakimś przejściem do innego pomieszczenia. Weszłam do niego, a tam ujrzałam małą toaletkę, śliczne miejsca dla moich kotów oraz wielkie sztalugi. Było tu przecudownie. Koło sztalug znajdowały się półki na kredki, farby, pastele, pędzle i tym podobne. Tu również było wszystko białe.
-Podoba ci się?
Usłyszałam głos ojca za sobą. Odwróciłam się po czym rzuciłam mu się na szyje.
-Jest śliczny. Dziękuję ci. Kocham Cię!
-Ja ciebie też mała.
-Ale mam jedno pytanie.
-Pytaj śmiało.
-Dlaczego tu jest wszystko białe?
-Stwierdziłem, że skoro masz duszę artystki to powinnaś sama ozdobić swoje cztery ściany. Możesz tu umieszczać różne napisy lub obrazki. Masz wolą rękę.
-Dziękuję! Ty urządzałeś?
-A kto inny?
-Jesteś najlepszy.
Znów go przytuliłam najmocniej jak umiałam. Zaśmiał się po czym powiedział.
-Dobrze spokojnie, bo mnie udusisz. Chodź na kolację.
-Mama zdążyła zrobić kolację?
-Nie, razem z Danny'm zamówiliśmy pizzę mimo zakazu mamy.
-Okej to chodźmy.
Zeszliśmy na dół, gdzie mama mówiła do Danny'ego, który jej i tak nie słuchał bo bawił się z Tiger'em, ponieważ Kitty spała sobie na kanapie. Przysiadłam się do niej po czym przeciągnęłam ją na moje kolana. Tata usiadł obok mnie i pogłaskał ją po główce, aż zamruczała. Po jakiś trzydziestu pięciu minutach usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę.
Powiedziałam widząc, że nikt nie ma zamiaru wstać. Poszłam do przedpokoju i otworzyłam drzwi. Przede mną stał chłopak mniej więcej mojego wieku z pudełkami w jednej ręce.
-Hej, przywiozłem pizzę. Należy się...
Przerwał, gdy tylko podniósł na mnie wzrok. Miał otwarte usta i wielkie brązowe oczy. Co mu jest?
-Hallo, wszystko okej?
Pomachałam ręką przed jago twarzą przez co się odcknął.
-Tak, tak przepraszam...
-Nic się nie stało. Masz, powinno wystarczyć, reszty nie trzeba.
Wręczyłam mu banknot i się uśmiechnęłam. Po chwili zadrżałam, robi się coraz zimniej i ciemniej. W zasadzie już jest ciemno, że nic praktycznie nie widać. Odprowadziłam chłopaka wzrokiem do jego samochodu po czym spojrzałam na coś co wydawało mi się kogoś sylwetką pomiędzy drzewami. Postać była cała ciemna lecz jej/jego oczy świeciły nadzwyczajnie jasno. Biło od nich zielone światło. Pewnie to jakieś zwierze. Samochód z logiem pizzy przejechał koło tego kogoś/czegoś, a gdy znów mogłam zobaczyć te drzewa to zwyczajnie nie było już tej postaci, jakby się rozpłynęła. Wróciłam do środka wystraszona.
-Vivianne idziesz z tą pizzą?
-Tak, tak już idę.
Poszłam do salonu i położyłam karton na stoliku. Wszyscy jedli, a ja nie mogłam wziąć ani kęsa. Moje myśli zbyt bardzo mnie zdekoncentrowały. Co sekundę przychodziła mi nowa myśl na temat tego czegoś co stało po drugiej stronie ulicy. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Nie zastanawiając się długo pobiegłam tam i otworzyłam drzwi. Nikogo nie było, tylko na wycieraczce leżała jakaś koperta. Wzięłam ją w dłoń i wyciągnęłam jej zawartość w postaci zwykłej kartki papieru. Rozwinęłam ją, a to co zobaczyłam zbiło mnie z tropu. Na kartce pisało....."Nie jestem zwierzęciem, księżniczko"


-------------------------------------------------------------------------------------------
Ta, ta, daaaaammmmm..........nastrój musi być xdd *Przepraszam za błędy*
Hejka naklejka! Przybyłam do was z nowiutkim rozdziałem, jeszcze gorącym *płacząca ze śmiechu buźka xdd* Co o tym sądzicie? Tym bardziej o końcówce, nie jest aż taka straszna. Przepraszam, że tak długo czekaliście i w ogóle, no ale problemy osobiste chyba rozumiecie? :) Jestem mega zaskoczona, że było 17 komentarzy pod pierwszym rozdziałem! Dziękuję Wam! <3 Bardzo bym chciała was prosić o to, aby było przynajmniej jeszcze raz tyle, ponieważ około 250 osób poprosiło mnie o link więc pokażcie, że tu jesteście! Życzę wam dobrej nocy bo jest aktualnie 01:14 gdy to pisze więc idę spać, papa.
PAMIĘTAJ!
CZYTASZ?---->KOMENTUJESZ, OBSERWUJESZ---->MOTYWUJESZ!
Theme by violette